Kraj nie dla tanich kawoszy – Izrael

Ile może kosztować kawa?

Gdzie piliście swoją dotychczas najdroższą kawę? Moje cappuccino podane w wielkiej i grubej białej filiżance przypominającej połówkę kuli z uszkiem, takiej sobie jakości, za to z aksamitną pianką kosztowało całe 65 zł. Ale dodam na jego obronę, że zamówiona wraz z kawą zwykła woda mineralna dla mojej przyjaciółki kosztowała 25 złotych, czyli proporcje ceny do napoju zostały zachowane.

Przyznaję, nawet nie spojrzałam do karty, bo ile może kosztować kawa? A do tego przed sezonem w pustej kawiarni. Przeliczyłam się, w Tel Avivie jednak może kosztować słono. Ale na swoje usprawiedliwienie mam widok na wodę, cudne nabrzeże, dziesiątki młodzieży w mundurkach idącej albo do szkoły, albo ze szkoły, kilku rozmodlonych Żydów w swych charakterystycznych strojach a wszystko to w pełni słońca.

Tu gdzie pachnie zatarem

Na pobliskim targu było już zdecydowanie taniej. I od razu bardziej przyjaźnie, pomijam sterty ułożonych dla turystów i ich aparatów, a potem kieszeni granatów, pomarańczy, pomelo czy zielonych grejpfrutów. Trzeba było tylko delikatnie rozgarnąć te udawane zasieki, rozchylić grube kotary, by wejrzeć do świata prawdziwego i taniego (znowu bez przesady).

W maleńkiej kawiarence z dwoma ciastami i kawą za to fair trade, gdzie ceny równały tym włoskim, czyli kawa za 1 EUR, można było pogawędzić z właścicielem podpatrując jak tłum „świeżych” turystów przewala się w stronę cappuccino za 65 zł. Obok starsza pani z wielką wprawą przygotowała genialne placki z przeróżnym aromatycznym bardzo nadzieniem. Można było jeść i, jeść i jeść. Cudne było to miejsce, od razu zatarło nieprzyjemne wrażenia znad plaży.

Po przeciwnej stronie w równie wąskiej uliczce znalazłyśmy genialną chałwę i daktyle w miodzie, to na deser i nikt nam nie wypominał, że dopiero 11.

Ach Tel Aviv

Tel Aviv to cudne miejsce, wspaniała kuchnia, niesamowite zabytki, rozmach, oddech, Kultura i Świat w jednym miejscu. Dla mnie jedno z tych wyjątkowych miast na ziemi gdzie można złapać prawdziwy powiew wielkiego świata. A i tak byłam tam za krótko, by zobaczyć wszystko, bo wołała północ i południe, Morze Martwe i Jerozolima. Chciałyśmy zobaczyć jak najwięcej.

Z pewnością drugim takim miejscem była Jerozolima, tu zaplanowałyśmy specjalnie kilka noclegów, w tym też piątkowy wieczór i sobotę, specjalnie by podpatrzeć, jak wygląda szabat, jak tutejsze ortodoksyjne rodziny zmierzają do synagogi, jak świętuje się tu domowe uroczystości. Jerozolima to absolutnie cudne miasto, przepełnione religijnością, ale też tolerancją i mieszanką stylów, kultur i wierzeń. Raz było niemiło. Nawet bardzo.

Chusty kością niezgody

Meczet w Jerozolimie, słynna złota kopuła i my w kolejce. Jak tylko weszłyśmy na teren obiektu znalazł się strażnik, który na siłę wciskał nam chusty każąc za nie płacić ogromną sumę. Nie czułyśmy się zobowiązane do wykupienia tych chust. Byłyśmy dobrze przygotowane, ubrane od stóp do głów, nasz wygląd nie raził ani dekoltami, ani nagością, nie pokazywał zbyt wiele, był schludny i estetyczny, a jednak nie pozwolono nam iść dalej.

Tu nie miałam wątpliwości, że to kolejna zasadzka na turystki, a nie celowy zabieg mający chronić tutejsze miejsce, a strażnik, zamiast pełnić swe obowiązki, podążył za żądzą pieniądza.

Honorowo opuściłyśmy miejsce, by za rogiem kupić dwie chustki za jedną dziesiątą ceny podanej na placu i wróciłyśmy z podniesioną głową. Strażnik psioczył straszliwie, bo to tutaj rzadkość, by wdać się w tak gorącą dyskusję, nie znając i nie mogąc przewidzieć jej zakończenia. Nie miał teraz powodu, by nas nie wpuścić.

Oczywiście chusty były tylko pretekstem. Po kontroli, prześwietlaniu bagażu i torebek okazały się zupełnie zbyteczne. Nikt już nawet nie zwracał na nie uwagi, a tym bardziej nie nalegał na ich założenie.

Hummus dobry na wszystko

Lunch w małej lokalnej knajpeczce z długą tradycją w starym mieście obok Via Dolorosa szybko pozwolił zapomnieć o całym zajściu. Mały talerzyk z sutą porcją humusu, oliwą, orzeszkami pinii i podpłomykowaty chleb zamieniły kolejny dzień w Izraelu w sielankę. Spacer po Jerozolimie to trochę wędrówka po świecie, tu Kościół Koptyjski, księża z Synaju, obok za malowanymi drzwiami księża z Etiopii i cudne malowidła jak na Jeziorze Tana.

Za rogiem słychać roześmiane siostry zakonne z Filipin, przy ścianie przemyka pielgrzymka z Malezji a za nami słychać głosy wycieczki z Rosji. Każdy tu ma „swoje” miejsce.

I choć na szlaku cały czas pojawia się wątek religijny to Jerozolima oferuje znacznie więcej. To żywe współczesne miasto z szeroką ofertą niesamowitych punktów widokowych, wspaniałych miejsc z międzynarodową kuchnią, imponującymi muzeami oraz bazą wypadową do wielu pobliskich pomniejszych miejscowości.

Zapraszam na wycieczkę do Izraela!

Kto nie powinien lecieć do Mongolii – mój osobisty ranking ostrzegawczy!

Bali – wakacje: po co tak daleko?

Dubaj to miasto pełne atrakcji na dzień i na tydzień


  • udostępnij:

One Comment Add yours

  1. Globtroterek pisze:

    Super relacja, fajnie się czytało 🙂 Izrael to intrygujące państwo 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *