Do Gruzji bez pilota

Lecimy do Gruzji. Wtorkowy ranek nie zapowiadał żadnej rewolucji, tym bardziej że odprawa na samolot zaczęła się zgodnie z planem. Jednak już po chwili okazało się, że trzy osoby z naszej grupy zostały przesunięte na inny lot, tyle że za trzy dni.

Overbooking?

Adrenalina skoczyła mi niemal natychmiast. Szybko kłębiły się myśli co teraz zrobić i jak rozmawiać z zaspanymi jeszcze pracownikami odprawy. Niestety powody takiego zabiegu były cały czas niejasne. Jedni mówili, że overbooking, inni, że zbyt duże obciążenie samolotu, bo Gruzini na tej trasie podróżują zawsze z wielkimi bagażami. Była jeszcze teoria, że potrzebują więcej miejsc dla deportowanych Gruzinów. Każda była bezsensowna i każda wydawała mi się coraz głupsza.

Walka o miejsca w samolocie do Gruzji

Trochę sprytem, a trochę na litość wynegocjowałam dwa miejsca dla moich Koleżanek. Z pewnością tym zabiegiem wykreśliłam dwie inne osoby z lotu, ale działałam wedle zasady, kto pierwszy ten lepszy. Do spotkania z grupą została jeszcze godzinka, wydawało mi się to dość sporym zapasem czasu, by wydębić od obsługi trzecie, ostatnie miejsce.

Cała sprawa ujawniła się zupełnie niespodziewanie podczas mojej osobistej odprawy. Zwyczajowo zapytałam o resztę grupy i wtedy zostałam poinformowana o takich niespodziankach. Jednocześnie ta sama pani powiedziała, że miejsc w samolocie jest dość i na pewno uda mi się sprawę wyjaśnić. I tylko dlatego nadałam swój bagaż i z gotową kartą pokładową udałam się do biura biletowego.

W biurze biletowym

Tam pani wysłuchała mojej historii, podświetliła cały samolot i mając sporo wolnych miejsc uspokoiła, że na pewno uda się nam problem rozwiązać. Jednak już po chwili okazało się, że mimo dużego zapasu miejsc sprzedaż na ten lot jest zamknięta.

Naciskałam, prosiłam, by zadzwoniła bezpośrednio do Wizzaira, przecież chodziło tylko o jedno wolne miejsce.

Czas zaczynał mnie stresować

Do spotkania z grupą zostało pięć minut, musiałam działać. Jedyne co na szybko mi przyszło do głowy to podmiana nazwiska na bilecie. Tyle że ja już byłam odprawiona. Spróbowałam zagadnąć Panią, a ta niechętnie, ale przyznała mi rację, że teoretycznie byłoby to możliwe, oczywiście nie za darmo.

Ale co teraz z moim bagażem?

Szczęśliwie zabrałam ze sobą dość kolorową i charakterystyczną walizkę w kwiaty. Niepocieszeni panowie bagażowi musieli zabrać się za wycofywanie bagażu z taśmy.

Byłam pewna, że to tylko kwestia czasu i jak wrócę do pani w biurze to wystawimy mi nowy bilet i dołączę do grupy.

Zbiórka na lotnisku

Podczas zbiórki udawałam Greka, bo nie dopuszczałam do siebie myśli, że nie polecimy razem. Szczęśliwie na miejscu na grupę czekała Irka, która mówi po polsku i jest świetną przewodniczką. Chociaż tyle.

Znów do biura biletowego

Pani w biurze nie wyglądała na bardzo szczęśliwą, kiedy zobaczyła mnie ponownie. Bagażu jeszcze nie było, za to było sporo miejsc w samolocie. 17 pasażerów nie stawiło się do odprawy, choć do zamknięcia zostało zaledwie 10 minut. Jeszcze raz poszłam sprawdzić na taśmach, czy mój bagaż nie wrócił. Szczęśliwie stał sobie i czekał na mnie.

Szanse na sukces były coraz większe

Niestety nie przy okienku, odprawa zakończona, pasażerów nie było, ale sprzedaż zamknięta na amen.

Pani z uśmiechem zaproponowała mi nowy bilet na za dwa dni.

Świetna propozycja.

Cóż było robić? Najpierw powiadomiłam grupę, że jednak nie polecę z nimi, w ślad za tym telefonem dostałam mnóstwo zdjęć z wnętrza samolotu, gdzie było bardzo dużo wolnych miejsc. Co gorsza, pani w biurze poinformowała mnie, że sprzedaż na lot powrotny z grupą też jest zamknięta i z pewnością nie wrócę do Warszawy razem z turystami. Same dobre wiadomości na początku trasy.

Jak się dostać do Gruzji?

Siadłam sobie po nieprzespanej nocy na lotnisku, otworzyłam komputer i zaczęłam przeglądać wszystkie możliwe opcje dolotu i powrotu z Kutaisi. Warszawa odpadła, loty dopiero za dwa dni. Berlin nie po drodze, ale udało mi się złapać miejsce w samolocie z Krakowa. Cóż było robić? Pogodziłam się z wizją przejazdu pociągiem do Krakowa i nocnego lotu do Kutaisi.

A powrót, by było jeszcze ciekawiej idealnie spasował się z Katowicami. Zaledwie pół godziny dzielić mnie będzie od wylotu grupy.

Sama słodycz

I tak grupa doleciała na miejsce sama. Na szczęście pomyślnie, spotkaliśmy się wieczorem w hotelu. Czekałam na nich po kolacji.

Powrót minął już bez niespodzianek. Ja wylądowałam w Katowicach, a grupa w Warszawie.

Najważniejsze, że zrealizowaliśmy cały plan i wspólnie zwiedziliśmy Gruzję. Zobacz relację z Gruzji!

Elastyczność i przygody to drugie imiona turystyki


  • udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *