Słonie, szympansy, kiwi – co je łączy i dlaczego warto mieć oczy i uszy szeroko otwarte w podróży.

Atak na słonie

Dostało mi się za opisywanie przejażdżek na słoniach na Bali. Tak po prostu ktoś napisał, żebym sobie poczytała o tym jak bardzo te zwierzęta cierpią i zarzucił mi, że skoro się tak bardzo pilnie przygotowuję do tych moich wyjazdów to jakim cudem wybieram także przejażdżki na słoniach.

Poczytałam wskazany artykuł, nie raz już słyszałam także głosy w tej sprawie, które potępiały i Sri Lankę, i Tajlandię a nawet Afrykę za takowy proceder, odżegnując wszystkich i małych i dużych, którzy na takie przejażdżki się zapisują i z nich korzystają.

Będę się bronić

W odpowiedzi na komentarz do mojego artykułu o Bali i zarzuty co do słoni podałam kilka faktów dotyczących tych właśnie słoni w ośrodku na Bali, w skrócie: trafiły tam słonie, które niegdyś wykorzystywano do wyrębu lasów, gdzie pracowały w trudnych warunkach ale były jedyną pomocą w tak trudnym i niedostępnym terenie gdzie żaden ciężki sprzęt nie mógł dotrzeć, rzecz dotyczy Sumatry. Kiedy wyrąb lasu zastopowano zwierzaki zostały bez pracy i bez pomysłu swoich opiekunów co z nimi dalej począć. Bo to szkodniki wielkie w życiu codziennym, jedzą i piją bardzo dużo czyli ich utrzymanie jest szalenie kosztowne, przyzwyczajone do ludzi naturze nie mogą zostać zwrócone bo i nie ma dla nich warunków w Indonezji bo dzikie słonie już tak sobie zwyczajnie po prostu po Bali nie hasają a i z obyciem w naturze byłoby im trudno. W przypadku słoni nawet tych mniejszych azjatyckich kolejek pośród ogrodów zoologicznych by pozyskać te zwierzęta dla siebie też nie ma, bo co za wiele to niezdrowo. Taki ośrodek, gdzie zwierzaki znalazły dom wydaje się być mimo wszystko pomysłem na ich byt.

Podobne historie

Podobne historie towarzyszą miejscom na Sri Lance, gdzie oczywiście turyści codziennie rano mogą nakarmić nowonarodzone słoniątka z butelki, pogłaskać, zrobić sobie zdjęcia ze zwierzakami na polu oganiając się przy tym od opiekunów, którzy korzystając z okazji chcą ugrać dla siebie jakiś napiwek. To już jednak mechanizm turystyce nieobcy, karmienie odbywa się dwa razy dziennie i są to dwie okazje by zarobić coś na boku…

Pomijam ośrodki w Tajlandii czy w Zambii bo tam historie są nader podobne.

Koszmar bycia szympansem

Od słoni idę dalej po szympansy. Te zrobiły na mnie największe wrażenie. Kiedy szykowałam przed dwoma laty trasę po RPA z pięcioletnią wówczas Basią natrafiłam na fundację samej Jane Goodall, znanej i bardzo zasłużonej obrończyni zwierząt, ich badaczki. Taki ośrodek mieszczący się w RPA udało się nam odwiedzić. I także tutaj nie zabrakło na forach czy w gazetach różnych głosów, że to nieludzkie, że małpy powinny żyć na wolności, że brakiem serca odznaczają się osoby, które płacą grube pieniądze by zobaczyć te cierpiące zwierzaki w klatkach.

Historie nie do uwierzenia

Szympans li to czy dziecko

Otóż serca sobie odmówić nie chcę i to ono krwawiło, kiedy opiekunka tych zwierzaków Sara, wolantu riuszka z Australii opowiadała nam losy tylko kilku zwierząt, które hasały przed nami w wielkiej przestronnej ogrodzonej wolierze. By na gołosłowiu nie poprzestać zapamiętałam losy dorodnego z pewnością kiedyś samca, który w USA został kupiony od nielegalnych przemytników i zastępował rodzinie żyjącej w Teksasie dziecko, którego nie doczekali się nigdy. Był przyuczony do spania w łóżeczku, ubierania się w piżamkę, siadania na swoim krześle przy stole, posługiwania się poprawnie sztućcami. Szympans najbardziej cierpiał wyrywając sobie sierść włosek po włosku i drapiąc nałogowo swoją skórę gdyż był przez swoich troskliwych właścicieli golony do zera by jak najbardziej przypominać skórę dziecka…

Mało Wam?

Była też inna para szympansów, rodzeństwo liczące sobie około 12 lat, które cudem wykupiono od handlarzy z Angoli, gdzie zwierzęta te przywiązane do kołków metalowych na grubych łańcuchach stały blisko siebie ale zbyt daleko by móc się przytulić, dotknąć, a to zwierzaki potrzebujące bliskości. Zmuszane były do miłości kazirodczej ku uciesze miejscowych, pijanych i naćpanych pracowników tamtejszej kopalni, a jeśli i tego im było mało to sami znikali w małych pokoikach miejscowego speluniastego hotelu z małpą jako partnerką lub partnerem (!), bo wszystko było dopuszczalne w tych seksualnych uciechach…

Cygańskie życie nie dla szympansa

I kiedy wydawało mi się, że nic gorszego już nie usłyszymy pokazano nam jeszcze jednego zwierzaka, który przemknął przed nami skacząc nieporadnie na dwóch nogach, wyraźnie zbyt szczupłych do całej postury. Był to stary samiec, który podróżował niegdyś z cyrkiem. W dawnych czasach występował na arenie. Odkryto jego los całkiem przypadkiem gdy ożywiał się kiedy w ośrodku pojawiała się grupa włoska, samiec wtedy zwabiony językiem włoskim, który rozumiał i rozpoznawał, zbliżał się do klatki, szczerzył zęby i kiwał głową. I tak zaczęto śledząc jego losy docierać do historii z przeszłości seniora. Jako małpa służył w cyrku we Włoszech, ponieważ występował także przed żołnierzami stacjonujących tam wojsk rozpoznawał  inne obce języki, jako jedyny potrafił komunikować się w ośrodku z pawianami  żyjącymi na wolności, które co wieczór zbliżały się stadnie do otoczonego wysokim płotem ośrodka dla szympansów.

A te zbyt chude nóżki i uwielbienie do chodzenia na dwóch nogach jak człowiek to już karygodna zasługa Cyganki, do której po służbie w cyrku trafił ów zwierzak. Zmuszała go ona do chodzenia w przyciasnych jeansach i udawania dziecka. Ubrany w śmieszny czepek i spodenki na szelkach był obok kart i kuli jej główną atrakcją, wabikiem na klienta. Koszmar to mało powiedziane.

Wyliczać jeszcze?

Takich historii mniej lub bardziej strasznych słyszałam tylko tam mnóstwo. Wierzę, że nie opowiadano nam ich po to by coś ugrać. Ośrodek działa jako wolontariat, sprzedaje bilety tylko z wyprzedzeniem na wcześniej umówione godziny, ma limitowaną liczbę wejść, bo wolontariusze na co dzień zajmują się małpami i tylko trzy razy dziennie oprowadzają małe grupki przyjezdnych. Bilet kosztuje określoną kwotą, ani zbyt niską ani zbyt wysoką, uśredniony wstęp w RPA.

Jak człowiek małpie…

Wiem, że słonie to nie goryle, i przejażdżka na słoniu to nie karmienie małp ale idea jest trochę podobna. To najpierw my ludzie wykorzystujemy te zwierzaki dla siebie a potem porzucamy nie martwiąc się co z nimi będzie.

Takich miejsc widziałam jeszcze wiele na całym świecie, kiwi w Nowej Zelandii, kangury w Australii, orangutany na Borneo, gepardy w Namibii, papugi w Brazylii, żółwie w Kostaryce.

Naprawdę nie czuję się, żebym zrobiła coś bardzo złego odwiedzając te ośrodki, szpitale, centra pomocy. Wydaje mi się, że właśnie wizyty tam pozwalają mi teraz zająć stanowisko i móc ocenić subiektywnie czy warto pomagać czy tylko dołączać do głosu na nie często reprezentowanego przez osoby, które ze słyszenia powielają potoczne sądy by być „w trendzie”. Nawet jeśli nasze trzy bilety starczyły tylko na owocową kolację dla dwóch małp to i tak było warto by choć trochę osłodzić im zgotowany przez ludzi los.


  • udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *