Zamiast budzika: 7 najbardziej zaskakujących poranków podczas podróży

Co może Cię obudzić za oknem?

Pomijam zwykły ruch uliczny, jeżdżące o 5:00 śmieciarki czy osoby zamiatające ulice. To zwykłe życie w dużych miastach i tego nie da się wyeliminować.
Ale kilka razy już stałam na baczność o świcie w dość zaskakujących miejscach i z nieoczywistych powodów.

Sokotra – pobudka spod meczetu

Miałam dwie grupy jedną po drugiej z przerwą trzydniową pomiędzy. Te trzy dni spędzić miałam w najlepszym hotelu w stolicy Sokotry – Hadibo.
Mój kontrahent przywiózł mnie do hotelu późnym wieczorem, pod czujnym okiem pana właściciela zostałam odstawiona do pokoju z okienkiem wychodzącym na recepcję.

Było już ciemno, a ja po całym dniu oglądania alternatywnych atrakcji dla kolejnej grupy byłam zmęczona straszliwie. Zasnęłam natychmiast.

Nie zapomnę pobudki. Czegoś takiego nie słyszałam nigdzie dotąd – ryk, ale to jaki! Trzeszczący i rozdzierający nocną ciszę wtłaczał się na siłę do mojego pokoju.
Było bardzo wcześnie, dniało dopiero. Nie wiedziałam, co się dzieje.

Szybko jednak, mimo ciemności, namierzyłam źródło tego hałasu. Rozsunęłam zasłonki i moim oczom ukazał się wielki megafon tutejszego meczetu.
Gdybym się wygięła mocniej i wyciągnęła rękę, sięgnęłabym murów meczetu. Dzieliło mnie może metr, może dwa od budynku.

To największy meczet w stolicy, a ja spałam tuż za jego ścianą – i to do mojego okna ryczał teraz wielki głośnik z muezinem nawołującym do pierwszej porannej modlitwy.
I tak pięć razy dziennie, i tak przez trzy kolejne dni. Nie dało się przyzwyczaić – za każdym razem podskakiwałam na łóżku, jak tylko rozlegało się nawoływanie.

Morea – koncert kogutów o świcie

Rajska wyspa Polinezji Francuskiej. Raj na ziemi – piękna bujna zieleń, wspaniałe palmy, niebiański ośrodek z domkami rozrzuconymi w cudnym ogrodzie.
Zachód słońca wybarwiony na pomarańczowo utulił nas do snu. Nie na długo. Już o 3:30 nad ranem nie mogłam zmrużyć oka.

Pomyślelibyście, że w tej rajskiej krainie, odległej o dziesiątki tysięcy kilometrów od domu, obudzi mnie… kogut?
Bynajmniej jeden. Było ich kilka, albo kilkanaście. Na pewno działały w zmowie, bo jak jeden przestawał piać, to zaczynał drugi.

Byłam pewna, że śpiewają tuż pod moim oknem. Ale przy śniadaniu okazało się, że każdy z nas miał to samo wrażenie – więc albo były zaprogramowane na każdy domek po jednym, albo były tak donośne, że słyszeliśmy je wszyscy naraz.

Madagaskar – pobudka w rytmie musztry

Mała miejscowość na południu wyspy Tulear. Przyjechaliśmy całkiem wykończeni długą drogą ze stolicy.
Mieliśmy po drodze kilka postojów, ale nie mieliśmy czasu, żeby rozpoznać okolicę – to zostawiliśmy sobie na kolejny dzień.

I co się okazało rano? Że już od 5:00 na boisku za oknem naszego hotelu tutejsze wojsko ma zbiórkę i poranną musztrę.
Poza „prawa, lewa, prawa, lewa”, pan dowodzący ekipą żołnierzy miał gwizdek, którego nadużywał i to obficie, a poza tym miał trębacza z trąbką sygnałową.

Dźwięk świdrował uśpioną okolicę do szpiku kości, mnie wyciągnął z łóżka na dobre.
I nie myślcie, że to przypadkowa musztra – kolejnego dnia była powtórka z całej procedury.

Arabia Saudyjska – poranny WF za oknem

Hotel na obrzeżach miasta, bardzo elegancki i schludny.
Ale rano wyszło szydło z worka – na równe nogi poderwał nas dzwonek i okrzyki młodzieży.

Okazało się, że za wysokim murem jest szkoła męska i chłopcy już od 6:00 mieli zajęcia z wuefu na boisku szkolnym.
I nie byle jakie podskoki czy biegi, ale szereg skomplikowanych ćwiczeń przy akompaniamencie muzyki i gwizdka pana nauczyciela.

Fajnie było na to popatrzeć przez pięć minut, ale nikt z nas nie był gotowy, by wstawać już o 6:00.

Bhutan – psi chór o poranku

Nie zapomnę rekomendacji naszego przewodnika, by zabrać ze sobą zatyczki do uszu, bo po mieście wałęsa się sporo psów, które ujadają rano i mogą przeszkadzać w dospaniu.
Niedorzeczne wydawały mi się te rekomendacje, tym bardziej że ja dobrze śpię.

Ale choć nie śpię w zatyczkach, to musiałam przyznać mojemu przewodnikowi rację — zatyczki przydałyby się na pewno.
Całe hordy psów ujadały walcząc o jedzenie, albo dokazywały podczas porannych amorów. Rzeczywiście stawiały człowieka na równe nogi – były lepsze niż niejeden budzik.

Kocie serenady i inne nocne dźwięki

Do kompletu weźmy koty – te nieźle potrafią narobić rabanu, szczególnie kiedy marcują.
Jeśli jesteście miłośnikami kotów i nie zgadzacie się z tym, co piszę, to uwierzcie mi – w zupełnej ciszy, jaka spowija miasta i wsie o 3 nad ranem, nawet dwa małe marcujące koty potrafią wywalić z łóżka nawet niedźwiedzia.

Straszny to dźwięk i niesamowita przeszkoda, by móc dalej spać spokojnie.

Wodospad zamiast kołysanki

Równie irytujący może być wodospad za oknem.
Tak było w Indiach – mój kontrahent pękał z dumy, kiedy pokazał mi hotel, jaki wynalazł dla mnie na jedną noc.

Nie przewidział jednak, że wodospad niemal wlewał mi się do łóżka.
Okna, na dodatek bez szyb, tylko z siatkami, nie dawały żadnej ochrony przed bijącym pełną mocą wodospadem.
Nie tylko było głośno, ale całą noc chciałam iść do toalety – te ciurkające strugi nie dawały mi przestawać myśleć o wyjściu na siusiu.

Irian Jaya – pod kurnikiem i nad chlewikiem

O mały włos zapomniałabym o najbardziej niesamowitym noclegu, a nawet dwóch, podczas wyprawy do Irian Jaya na Papui Zachodniej.
Mieszkaliśmy tam w bardzo typowych lokalnych domach. Mieliśmy swoje moskitiery i śpiwory. Mieszkańcy mieli dla nas sienniki przypominające materace.

Ku wielkiemu zdziwieniu odkryliśmy pewnej nocy, że nasz nocleg znajduje się pod kurnikiem, gdzie calusieńką noc rajcowały kury i koguty.
To nie była jedyna atrakcja tego miejsca, bo pod nami był… chlewik.
Pomiędzy rzadkimi szczebelkami widać było wyraźnie prosiaki i małe świnki.

Dobranoc!