Wypożyczalnie samochodów

Rezerwacje na świecie

Cały ten tydzień minął nam w biurze na rezerwowaniu samochodów. Tak się złożyło, że każda z nas zakładała rezerwacje na różnych kontynentach. Martyna walczyła z rezerwacjami aut w Australii i Nowej Zelandii, ja jeździłam wirtualnie po mapie w Korei, Małgosia szukała aut w Holandii.

Takie wyszukiwanie niby nie jest problematyczne, ale temat wypożyczania aut potrafi być zaskakująco ciekawy.

Od razu przypomniało mi się kilka historii związanych z wypożyczaniem aut na świecie.

Auto w USA

Nic do tej pory nie przebiło wypożyczalni w Stanach. Tam nikt z niczego nie robi problemu, unikasz stresu związanego z odbiorem czy oddawaniem auta. Jak tylko wykupisz pełne ubezpieczenie bez wkładu własnego (czyli nawet w przypadku stłuczki, otarcia nie ponosisz żadnych kosztów) oddanie auta może wyglądać banalnie prosto. Tak było z nami w San Francisco, podjechaliśmy do miejsca, gdzie stał szyld z nazwą naszej wypożyczalni. Żywego ducha dookoła, za to całkiem wyraźnie pośrodku ustawiona skrzyneczka z informacją „tu wrzuć kluczyki” I tyle? Niczego nie trzeba podpisać? Niczego odebrać? Żadnej kontroli? Nic.

Wypożyczalnia w Izraelu

Równie sprawnie poszło nam z autem w Izraelu. Choć tu musiałam pokazać, że jestem asertywna – pani z wypożyczalni pod przykrywką miłej pogawędki z nami, wtrącaniem pojedynczych słówek po polsku, krok po kroku starała się oferować nam kolejne dodatkowo płatne usługi. Winietkę na autostrady, kartę do parkowania ze zniżką, GPS-a, foteliki, itd. Oczywiście łatwo się domyśleć, że usługi te nie należą do tanich, a pani ma od tego prowizję. Gdy ustaliłyśmy, że nic z tego, pani uparcie i stanowczo podważała ważność ubezpieczenia całkowitego auta, wykupionego nie u nich tylko w firmie zewnętrznej, starając się wymusić na mnie zmianę decyzji i dokupienie, czy będąc precyzyjną, zdublowanie tej samej usługi.

Samochód we Włoszech

Ciekawie, ale mało przyjemnie było z autem we Włoszech. Nie odpowiadał temu co zamówiłam, nawet mimo udokumentowanej rezerwacji otrzymaliśmy auto klasy niższej. Oczywiście w aucie wszystko stukało, pukało, nie należało ono już do najnowszych. Ale na koniec zostaliśmy całkowicie zaskoczeni, gdyż wypożyczalnia doliczyła sobie 30 EUR za sprzątanie auta. Kiedy zapytałam, o jakie sprzątanie chodzi, bo oddaliśmy samochód naprawdę czysty, pan wskazał mi piasek na wycieraczkach, mówiąc, że na pewno jeździliśmy autem po (podkreślam PO) plaży.

Wypożyczenie samochodu na Kubie

Kuba – tu miało być trudno z samochodami, oczywiście internet straszył i ostrzegał przed samodzielnym wypożyczeniem samochodu. Nie dałam się zastraszyć – oboje z Maciejem lubimy prowadzić i jeździmy wszystkim i wszędzie. Na parkingu przed lotniskiem czekał na nas pan i jedno białe auto. Zbytniego wyboru nie było. Oczywiście, że nic w tym aucie nie działało do końca dobrze, ale słuszną uwagę miał Maciej, który już po pierwszych kilometrach w Hawanie, mijając dziesiątki staroci na drogach, szybko zorientował się, że należymy do szczęśliwców, którym auto się trafiło i skoro jest już tak doświadczone to lepiej dla nas. Tu innych po prostu nie ma. Pamiętając, że Kubańczycy podobno lubią przy zdawaniu auta rozliczać każdą ryskę, poprosiłam pana przekazującego nam samochód, by skrupulatnie oznaczył wszystkie draśnięcia lakieru. Pan się tylko uśmiechnął, na kartce papieru gdzie był narysowany samochód, linią przerywaną otoczył cały pojazd, pytając – czy tak jest dobrze?

Auto w Nowej Zelandii i mandaty

W Nowej Zelandii przekonaliśmy się, że nawet wypożyczonym samochodem nie ma co rumakować. Mandat za przekroczenie szybkości dotarł do Polski po 4 miesiącach od naszego pobytu, inni moi turyści nie opłacili 2 dolarów za przejazd fragmentem płatnej autostrady. Także ich kara dopadła po pół roku.

Nie inaczej mieliśmy z mandatem za jazdę pod prąd na Sycylii, choć do dzisiaj wierzę mocno, że ta wąska uliczka była dwukierunkowa. Niestety tamtejsi carabinieri musieli być innego zdania.

Wypożyczenie gratis w Ugandzie

Najwięcej przygód mieliśmy z samochodem w Ugandzie. Nie mogliśmy odmówić gościnności mojej zaprzyjaźnionej kontrahentki, która zaoferowała nam darmowe wypożyczenie auta, które miała u siebie w firmie. Po takiej deklaracji nie wypadało mi ani pytać co to za auto, ani jak ono wygląda. Moja Koleżanka dokładnie wiedziała, w jakim składzie podróżujemy.

Auto okazało się mocno wysłużonym już samochodem z napędem 4 na 4. Jechało i to było najważniejsze. Miało jednak jeden feler, opona tylna lewa. Stale schodziło nam z niej powietrze, Do perfekcji opracowaliśmy rytuał łatania opony. Podjeżdżaliśmy na stację, zbiegali się wtedy chłopcy i pracujący i gapie. Otaczali auto wielkim kręgiem i debatowali co zrobić. Zazwyczaj kończyło się na lepiku, albo kolejnej łatce i dopompowaniu powietrza znowu na dobre.

I tak codziennie, przez ponad trzy tygodnie. Jeśli chcielibyście zapytać, czemu nie przełożyliśmy opony albo koła na zapasowe, bo gdy je zdjęliśmy z haka i założyliśmy, okazało się, że to istne sito. Wlana woda do opony sikała co najmniej kilkoma otworami i to na wylot. Ale darowanemu koniowi…

Podmianki

Z podmiankami też bywa czasami różnie, w Tunezji dostaliśmy auto bez żadnych większych ceregieli i to zamieniono nam mniejsze na większe bez żadnych dopłat. W Billund, jak dziś pamiętam, odebraliśmy na trzy dni pobytu nowiusieńką Mokkę, ze stanem licznika 75 km. Dla równowagi w Nowej Zelandii mieliśmy auto z niesamowitą liczbą 275 000 km.  

Raz pomyliłam auta

W Stanach, gdzie nikt aut nie zamyka, wsiadłam z Zosią do zaparkowanego przed restauracją białego auta i dopiero nie moja torebka na siedzeniu obok mnie zastanowiła. Było sporo śmiechu, inna mama podróżująca też sama z dwójką dzieci, miała niezły ubaw, widząc, jak pakuję się do jej auta.

Raz musieliśmy auto oddać, bo niestety uległo małej kolizji i nie mogło jechać dalej.

Raz musieliśmy auto zamienić, bo traciło moc i jechało tylko 50 km/h.

Za każdym razem, kiedy dzieje się coś nieprzyjemnego, pełne ubezpieczenie i dobra wypożyczalnia sprawdzają się najlepiej.

Na szczęście na dziesiątki wypożyczanych aut, tylko kilkukrotnie musieliśmy korzystać z dodatkowej ochrony w ramach wykupionej polisy.

Uwaga na czas odbioru i oddawania aut

Raz mimo tego, że nasz samolot wylądował o czasie to odbiór bagaży i procedury paszportowe trwały tak długo, że musieliśmy dopłacić za wypożyczenia auta poza godzinami pracy biura. Do dzisiaj wydaje mi się, że zameldowałam się przy ladzie przed czasem, ale słowo przeciwko słowu.

Może się okazać, że wasz samolot się spóźni, a wy nie poinformujecie lub nie będziecie mieli tego jak zrobić, wypożyczalni. Raz nasza rezerwacja mimo tego, że opłacona przepadła. Pieniądze wprawdzie nam zwrócono, ale sytuacji, gdy jesteś w środku nocy na lotnisku bez samochodu i wszyscy dookoła już pozamykali swoje okienka, nie chciałabym przeżywać na nowo.

Czasami bywa zbyt nowocześnie

Tak było w Tromso. By być w pełni niezależnymi wypożyczyliśmy auto na 3 dni. Okazało się, że obsługa jest całkowicie zautomatyzowana. W biurze nie było nikogo, trzeba było zalogować się w automacie, tam zeskanować swoje dokumenty, opłacić depozyt, odebrać kluczyki podawane w kieszonce automatu.

Mimo wielu przygód za nami i na pewno wielu przed nami związanymi z wypożyczaniem samochodów to one za granicą dają zupełną niezależność podczas zwiedzania objazdowego.

Zatem odwagi, rozwagi i ruszamy w świat!