Spodobał się Wam mój wpis o Kubie. Wielu z Was przypomniało sobie własne przygody w tym kraju, ale wszyscy, którzy komentowali bądź zareagowali, przyznawali, że za Kubą tęsknią. I to jest ten tajemniczy magnes tego kraju.
Idąc za ciosem, zapraszam na wieczór w Tropicanie!
Show czy szał?
Pamiętam kiedy po raz pierwszy leciałam na Kubę z grupą, miałam w notesie wypisany top 3 na Kubie.
- Havana
- Oldsmobile
- Tropicana
Hawana
Hawanę zobaczyłam niemal od razu. To tam zaczynałam swoją przygodę z Kubą i zasłużenia była ona numerem 1. Nic się nie zmieniło. To nadal prawdziwa perła Kuby, choć pilnie potrzebuje pomocy, bo coraz więcej budynków, w tym tych starych kolonialnych, woła rozpaczliwie o wsparcie. Grozi im całkowita ruina.
Oldsmobile
I ten punkt udało mi się zrealizować dość szybko. Stały przed naszym hotelem zaraz po naszym przyjeździe, mimo późnego lądowania, na parkingu, ustawione w rządku, stały jeden obok drugiego.
Kubańska rewia Tropicana
I wreszcie punkt 3, czyli Tropicana. Słynna rewia kubańska, wsparta choreografią słynnego baletu kubańskiego. Miały być piękne dziewczyny, piękne stroje, cudna atmosfera. Wiem, że bilety były bardzo drogie i wstęp zarezerwowany tylko dla turystów. Tak było kiedyś. Czyli dobre 20 lat temu.
Czas na aktualizację
W czerwcu zapragnęliśmy, podczas naszego pobytu na Kubie, zobaczyć także show taneczne, bo Kuba to muzyka. Słychać ją wszędzie. Niestety znane mi dobre i bardzo taneczne, nienadęte show młodych energicznych ludzi upadło po covidzie.
Zostały dwa wielkie show: Parisienne, wystawiane w Hotelu Nacional i słynna Tropicana. Jak już to już, polecono nam Panią od biletów, pani przyszła do nas do hotelu. Potwierdziła, że show Tropicana odbywa się od środy do niedzieli, że jest to show tylko dla osób dorosłych. Po tym jednak jak zobaczyła naszą Basię, sprzedała i trzeci bilet z komentarzem, że Basia wygląda swobodnie na 18 lat.
Zatem Olek zgodził się zostać nianią dla Zosi, a my wyczekiwaliśmy tego wieczoru. Stroje eleganckie mile widziane. Pojechaliśmy samodzielnie samochodem. Bez żadnego problemu trafiliśmy na miejsce, choć napis Tropicana pojawiał się już wiele razy przed właściwym teatrem, reklamując hotel Tropicana, bar nocny Tropicana, a nawet sklep Tropicana.
Na parkingu łatwo znaleźliśmy miejsce, choć od razu pojawił się dozorca, który zaproponował nam lepsze miejsce pod latarnią, gdzie będzie pilnował naszego auta, jak to robi z trzema innymi, które już tam stoją. Podziękowaliśmy za nadzór.
Przy wejściu nikt nawet nie zareagował na Basię, jej wiek, podejrzenia co do legalności zakupu biletów. Pani wprowadziła nas na salę.
Zajrzyjmy do środka
A tam ciemno, czarno, sporo ludzi już przy stolikach. Serwowano właśnie przystawki, bo część biletów oferuje poza show także kolację.
Pierwsze moje wrażenie: smutno. Smutno, bo prawie pusto, smutno, bo strasznie przygnębiający wystrój, smutno, bo obrusy pamiętały moją pierwszą wizytę. Ale szybko siedliśmy na wskazanych miejscach, które zresztą zamieniliśmy na inne lepsze, a wybór był ogromny.
Wybiła godzina show
Na scenę tanecznym krokiem weszły pierwsze tancerki, potem dołączyli do nich tancerze. Muzyka na żywo, piosenkarze też na żywo. Samba oblała swymi rytmami scenę i wypełniła cały teatr. Nie pamiętam, czy wtedy tancerze tak dużo bywali także na szerokich alejkach pomiędzy siedzeniami. Teraz to jeden z głównych i powtarzających się elementów show. Tancerki są na wyciągnięcie ręki i kołyszą biodrami w przejściach pomiędzy sektorami.
Tańczące żyrandole
Pierwszy i drugi numer na rozgrzewkę, stonowane, przyprószone starością. Czekałam na przełom, na tąpnięcie, na prawdziwy show. Doczekałam się żyrandoli na głowach tancerek.
Hit! Naprawdę wielkie żyrandole jak z bajek o Kopciuszku były ustawione na głowach zgrabnych tancerek i na dodatek lampki świeciły podczas ich występu. Wydaje mi się, że te żyrandole były i wtedy, bo gdzieś już widziałam ten pomysł i mogła być to tylko Tropicana.
Tyle że coś, co przed 20 latami zrobiło dobre wrażenie, teraz naprawdę wypadło blado. Tym bardziej że na świecie w różnych miejscach bywam i oglądam show dla siebie, bo lubię, ale także, by dobrze polecać atrakcje swoim Gościom. Poza fantastycznymi strojami wiele z nich ma po prostu energię. Tę dzikość, która porywa publiczność.
Tutaj mimo rozdawanych butelek dobrego kubańskiego rumu Bacardi i puszki coli (i to prawdziwej amerykańskiej) po jednej dużej na parę w ramach biletu, publiczność była mało zachęcona do klaskania, kołysania się, wiwatowania.
Pokazano nam show wypracowane i wytańczone, ale już stare, niedzisiejsze, przykurzone.
Piękne stroje
Muszę bronić strojów, które były piękne, urody dziewcząt, bo nadal tańczą tu tylko bardzo zgrabne, smukłe dziewczyny, ale to za mało, by utrzymać widza w napięciu przez 3 godziny.
Przykurzona samba
Samba, rytmy, które aż się proszą o energetyczny, kolorowy, szalony występ tu zostały pokazane jako występ w zwolnieniu. Wytańczony poprawnie, nadal Tropicana współpracuje z Narodowym Baletem Kubańskim, nie można odmówić tancerzom poczucia rytmu, ale miałam wrażenie, że zamknięto ich w tych napuszonych, wielkich kostiumach, na pewno ciężkich i niewygodnych, i zmuszono do wyuczonych kroków, a w nich drzemie zapewne samba z ulicy, z domu, z prywatek w mieście. Taka prawdziwa, kubańska, taka, która widać na co dzień, zwiedzając Kubę. Tańczy każdy, tak od niechcenia, przestępując z nogi na nogę, podkręca ruch biodrem i już ciało faluje tak pięknie i naturalnie.
Muzyka
Cudnie jest słuchać dobrych głosów i pięknych wykonań, ale show to zabawa, to szał, po co wybierać utwory nieznane, albo utwory z lat 30, którymi niegdyś stała Hawana? Skoro wszyscy znamy sambę dzisiejszą, taneczną skoczną, lekką, tyle utworów gości na co dzień w radio, po co odwoływać się do tak zamierzchłej przeszłości i mieć aspiracje, by wyśpiewać te trudne utwory w wersji niemal operowej?
Poddaliśmy się po dwóch godzinach
Było zwyczajnie nudno i monotonnie. Takie show sprzedaje się dobrze przy pełnej sali i współpracującej publiczności. W pierwszych rzędach zasiadło kilka grup z Włoch, Niemiec i Meksyku, Wiemy, bo wyszliśmy w momencie kiedy żwawy cowboy pozdrawiał kolejne nacje i wyśpiewywał sto lat w różnych językach.
Ciekawszy był stolik przed nami
W trakcie show zasiadł tam pan „Szycha”, miał obok siebie trzy inne „Szyszki”. Pili rum, a potem zamówili butelkę lepszego rumu, palili grube cygara, pykając zawodowo obwarzanki z dymu w powietrze. Skład kilkukrotnie się zmieniał, „Szycha” siedział i wodził wzrokiem za pośladkami dziewczyn, które falowały na wysokości jego oczu tuż przed nosem, a „Szyszki” przychodziły i odchodziły. Taki stolik VIP show na pewno nie był zainteresowany, wyglądało to jak opijanie i opalanie dobrych interesów przed show.
Może tancerzy było więcej niż nas oglądających, ale smutne było nawet to, że artyści nie mieli dla kogo tańczyć i śpiewać.
Niestety Tropicana w żaden sposób nie oddała ducha Kuby i pilnie potrzebuje świeżości, by nie zapisać się jako relikt przeszłości.
P.S.
Bilety nadal bardzo drogie, kosztują 80 USD za osobę. Na warunki kubańskie to ogrom pieniędzy. Z butelką rumu można wrócić do domu. Jedna na dwie osoby.
Wieku nikt nie sprawdzał, a dwugodzinne show ani przez chwilę nie było niestosowne lub zbyt śmiałe, by nie mogły oglądać go dzieciaki poniżej 18 lat. Alkohol był na każdym stoliku, na wielu jednak pozostał nawet nieotwarty.