Świeży temat z Madagaskaru
Tematy na bloga wpadają niemal codziennie, ta historia jest zaledwie z wczoraj.
A tak naprawdę to zaczęła się dużo wcześniej. Przygotowywałyśmy program na Madagaskar dla dwóch Turystów. Dawno opracowaliśmy program, głównym punktem wyjazdu miały być nurki, ale uznaliśmy zgodnie, że nurkowanie to za mało, i chcieliśmy poznać także wyspę.
Plan był idealny
Najpierw zwiedzanie wyspy z baobabami i lemurami a na koniec Nosy Be i nurkowanie przez kilka ostatnich dni pobytu na Madagaskarze.
Lokalny sprawdzony kontrahent uwinął się w mig z programem, Goście zaakceptowali plan. Musiałyśmy wykupić loty wewnętrzne.
Wyboru nie ma, linia jest jedna, rodzima malgaska, loty dopasowałyśmy idealnie, wkomponowując je w program. Podkreślam, że wszystko planowane było w grudniu, czyli dawno temu, żadnego „na łapu capu”.
Loty
Pierwszy lot odbył się prawie zgodnie z planem, bo przesunięcie o godzinę w Afryce to norma.
Ale już drugi lot a właściwie kombinacja lotów przysporzył nam sporo stresu.
Na kilkanaście dni przed planowanym lotem dostałyśmy informację od linii lotniczej, że nasz lot został przesunięty, ale bilety automatycznie zostały przepisane na późniejszą porę.
I tu po raz pierwszy zabiło nam mocniej serce. Obrazowo było tak:
Tulear to miasto najbardziej na południu na mapie Madagaskaru i stamtąd na jednym bilecie goście mieli wylecieć rano do stolicy, na mapie w połowie wyspy, po dwóch godzinach płynnie przesiąść się do samolotu ze stolicy do Nosy Be na północy wyspy.
Po zmianie lotu, plan wyglądał zupełnie bezsensownie, czyli zgodnie z nowym rozkładem zaakceptowanym przez linie Goście mieli wylecieć z Tulear do stolicy popołudniem, ale wcześniej (zgodnie z oryginalnym planem) wylecieć ze stolicy do Nosy Be.





Absurd, jakich mało
Przypominam: jeden bilet, bagaże nadawane na południu do odbioru na północy tylko bez szans na wykonanie. Telefony, maile, call center, kontrahent lokalny.
Po trzech dniach zmagań udało się wytłumaczyć linii (narodowej), że nie da się lecieć na odwrót, czyli najpierw trzeba dolecieć do stolicy, by potem z niej kontynuować na północ kraju. Zaliczyłyśmy sukces, choć w systemie nadal nasz kod rezerwacji pokazywał te niedorzeczne połączenia, bez ładu i składu.
Jednak w jednym z maili otrzymałyśmy poprawny rozkład lotów. Podróż miała zacząć się o 14 w Tulear i skończyć o 22 w Nosy Be. Taki był plan. Taką rozpiskę dostali Goście, podróżujący po Madagaskarze bez pilota od nas.
Nadszedł czas lotu
W przeddzień dokonaliśmy odprawy, wszystko miało być o czasie. Aż tu nagle lakoniczny mail z informacją, że Wasz lot został opóźniony i odleci o 20:00 z Tulear, i… cisza ani słówka o drugim łączonym locie, by dotrzeć do celu. Pamiętamy, że Goście podróżują do Nosy Be.
Mało czasu, Goście w hotelu, kontrahent gorąca linia z Air Madagascar, u nas gorąco, sprawdzanie w sieci, podglądanie rozkładu lotów. A tam poza lotem wieczornym nic więcej.
Po namyśle stosuję najbardziej skuteczny manewr, czyli proszę Gości, by wraz z lokalnym przewodnikiem udali się na lotnisko i wymusili konkrety. Udaje się połowicznie, poza zapewnieniami, że wszystko będzie dobrze, nie dostajemy żadnych przepisanych biletów. W systemie nie ma śladu po zmianach. Tam po raz pierwszy pojawia się obietnica lotu ze stolicy o 4 nad ranem, by po kilku godzinach być na miejscu, co byłoby w tej sytuacji jedynym rozwiązaniem. Niestety to zapewnienie „na gębę” bez pokrycia. Goście wracają do hotelu, bo sporo czekania przed nimi.
U nas nadal nerwowo
Lokalna kontrahentka bezradnie rozkłada ręce, odsyłają ją od okienka do okienka. Nam udaje się obdzwonić niemal wszystkie podane na stronie linii numery: trafiamy do pani, która nie obsługuje rezerwacji online, do pani, która działa tylko lokalnie na wyspie, do pani, która nie wie, o co chodzi i wreszcie do biura linii Air Madagascar we Francji, gdzie pani radzi Gościom, by po przylocie do stolicy nie opuszczali lotniska, tylko usilnie domagali się miejsc w samolocie odlatującym na północ o 4:15.
Łatwo powiedzieć
Podobno maszyna jest pełniusieńka, mało tego, nie ma jej w żadnym systemie rezerwacyjnym, nawet w rozkładzie lotów, a wszystkie systemy pomocowe online przerzucają nas na lot dopiero 6 marca o 14:00, co stresuje nas o tyle, że z nurków zamiast 5 dni będą tylko trzy. Nie możemy do tego dopuścić – tylko jak?
Na szczęście Goście to stare wygi podróżnicze, które zachowują wielki spokój i podążają za wskazówkami i ustaleniami.
Środek nocy u mnie, dostaję krótkie informacje co kilka godzin, jak sytuacja.
Startują o czasie, w stolicy rezygnują z hotelu na rzecz pozostania na lotnisku i obserwowania sytuacji. Podobno polecą, bo są na liście, ale jeszcze odprawy nie mają.
Na dwie godziny przed lotem zostają przyjęci do rzekomo pełnego samolotu.
Zajmują miejsca w maszynie, miejsc wolnych więcej niż zajętych. Mało tego, jest międzylądowanie, o którym nikt nie wspomniał nawet mimochodem. Na szczęście wiedzą, gdzie wysiąść.


TIA to znaczy THIS IS AFRICA
Tego powiedzonka nauczyłam się dawno temu. Używane jest zarówno przez miejscowych jak i doświadczonych Afryką Białych, którzy stosują go często, nawet za często, gdy coś idzie inaczej, niż iść powinno.
Tymczasem w Nosy Be przygotowania do pierwszych nurków. Piękny hotel z widokiem na ocean, palmy, łatwiej w takich okolicznościach zapomnieć o nieprzespanej nocy i stresie lotniskowym.
Afryka uczy cierpliwości i pokory i dialogu. Mamy ostatecznie zawsze takie poczucie, że w Afryce możliwe jest naprawdę wszystko.