Spływ romantyczną rzeką na Mazurach? Kiedy i gdzie? Znam odpowiedź.

[su_carousel source=”media: 402,404,405″ link=”lightbox” title=”no”][su_carousel source=”media: 381,377″ link=”lightbox” title=”no”][/su_carousel]

Mazury poza weekendem

Weekend we Wrocławiu a w poniedziałek już 600 kilometrów dalej bo na Mazurach. A ponieważ ciężko mi usiedzieć w jednym miejscu szczególnie kiedy pogoda piękna to wybieram się wraz z dzieciakami do Krutyni na spływ rzeką. I choć wiem, że tu się przyjeżdża na kajaki, i że można tak sobie płynąć nawet kilka dni z noclegami przy rzece by pokonać ją w całości na odcinku ponad 100 kilometrów, lub wybrać sobie ulubiony odcinek trasy, i że płyną i mali i duzi, i psy  a nawet koty, to ja od lat darzę tak wielkim sentymentem spływ łodzią odpychaną jednym kijem od dna, że co roku wymyślam nowy powód by znowu zawitać na takiej przejażdżce. A jeśli dodać do tego przemiłych Olę i Darka, których poznałam bardzo dawno temu obwożąc po Mazurach Niemców, i ich styl pracy nie zmienił się od lat, i z rozrzewnieniem wspominam rejsy z Darkiem, kiedy to opowiadał o każdym drzewie, każdym napotkanym ptaku, jak z rękawa wyciągał kolejne ciekawostki o rzece i jej mieszkańcach. Teraz rejs z Darkiem szefem to już rarytas, w sezonie niemal niemożliwy, ale poza sezonem, czyli już niedługo – serdecznie polecam. Za to pałeczkę przejęli jego synowie, którzy po tacie profesjonalnie kierują łodziami.

Środa czyli mała sobota na rzece

Wybieramy się tym razem w środę przed południem, podobno ostatnie dni należą do spokojnych na rzece. I rzeczywiście w wiosce spokój, aut na parkingach niezbyt wiele, okrętujemy się do łodzi i zaczynamy nasz spływ. Pierwszy odcinek zawsze pod prąd i to dlatego zza zakrętu wprost na nas płyną kajakarze, jest ich kilku, mniej lub bardziej wprawnie manewrują obok nas, często ocierając się o łódkę, a nawet odpychając wprost rękami walcząc o miejsce na rzece. Póki co udaje mi się robić zdjęcia bez kajaków w tle, jest dobrze, ale ta sielanka nie trwa wiecznie. Okazuje się, że około 11 zaczyna się największy ruch na rzece, nie pamiętam czy kiedykolwiek byłam tutaj o tej porze, teraz już wiem, że to nie był dobry wybór, choć nic nie jest w stanie popsuć atmosfery na rzece i jej piękna.

Korek na rzece

Liczba kajaków zwiększa się za każdym zakrętem, wszystkie mini zatoczki pozajmowane, każdy pień leżący w wodzie obstawiony mniej wprawnymi kajakarzami, których obróciło w trakcie manewrowania pomiędzy konarami.

Głośno, gwarno, wesoło.

Dopływamy do miejsca gdzie rzeka wpływa do jeziora, my tu nawracamy ale ledwo co jest to możliwe, tu mieści się także miejsce gdzie wodowane są kajaki. To dopiero zjawisko. Dla większości te pierwsze kroki w wodzie są nauką pływania kajakiem, zatem dzieje się oj dzieje, a że spotykają się tu wszyscy każdy musi wypłynąć, ustawić się z prądem i zacząć swoją przygodę na Krutyni. My na szczęście jesteśmy tu najwięksi i wprawnie wpasowujemy się w lukę pomiędzy kajakami, ale to co dzieje się na brzegu przypomina mi dopiero co widzianą kolejkę w zoo we Wrocławiu.

Krutynia znana od zawsze

I mimo tego, że to nie weekend, i nie nowość, bo spływy Krutynią słyną ze swego uroku od zawsze, to gorąco polecam to miejsce już za miesiąc, po wakacjach, kiedy znowu będzie tu cicho i spokojnie.

Wrócą łabędzie, kaczki nieprzeganiane i niepodkarmiane siedzieć będą jak puchate kulki na gałęziach nad wodą, nad brzegiem dostrzec będzie można polujące na ryby kormorany, a być może wypatrzeć także wydrę lub bobra.

Tego Wam życzę. Sobie też.