Jak ten czas szybko mija… Dopiero co lecieliśmy na Sokotrę, a już wracamy. Te same osoby w samolocie to tutejsza zasada. Pobyty zazwyczaj trwają tydzień i najpóźniej na lotnisku, o ile nie wcześniej na wyspie, spotkasz na pewno pasażerów z tego samego samolotu.
Nasz rodzinny pobyt na Sokotrze był udany, nawet bardzo udany. Jednak nie taki diabeł straszny…
Udany pobyt i dzielna Zosia
Najlepiej czuła się tutaj Zosia. Niejednokrotnie udowodniła, że jest bardzo dzielna, odważna i ciekawa świata oraz otwarta na ludzi. Jako blondynka o niebieskich oczach budziła spore zainteresowanie wśród dzieciaków, które tłumnie oblepiały nas przy każdej okazji. Dzielnie radziła sobie z oznakami sympatii, łapaniem za ręce, całowaniem czy dotykaniem blond loczków. Miała jasno wyznaczone granice i wiedziała czego i kiedy nie chce.
Niezwykłe przygody Zosi
Zaskoczyła nas wielokrotnie, decydując się na atrakcje wykraczające poza swój wiek. Bez mrugnięcia okiem przeżyła i to z uśmiechem szaleńczy powrót łódką z plaży Shoab. Weszła i przecisnęła się przez gęstą koronę drzewa smoczego, by wychylić głowę ponad liśćmi. Jako pierwsza zdecydowała się na lot gyrokopterem. Sam na sam z panią pilot, bez znajomości angielskiego poza pojedynczymi słówkami. Oniemieliśmy, kiedy wyluzowana machała nam z góry.
Karmiła kozy, nosiła kozy, jadła kozy. Zdecydowała się na nurkowanie z maską i rurką przy naprawdę wrednej fali. Dzielnie nie poddawała się, nawet będąc zalewaną od góry.
Jazda na dachu samochodu? Oczywiście, na „winogrono” za oknem – czemu nie?
Tęskniła za mięsem i szyneczką, ale rozsmakowała się w rybach.
Olek i wyzwania podróży
Olek zniósł podróż dobrze, choć wielokrotnie zmuszał się do uśmiechu, choć śmiesznie mu nie było. Najtrudniejsze dla Niego były warunki sanitarne i pewnie po trosze mieszkalne. O ile namioty na kamieniach czy pod drzewami były ok, to biwakowanie wprost na plaży z drobinkami piasku wszędzie wcale mu nie pasowało. Nastrój poprawiały mu regularnie rozgrywane spontanicznie mecze pomiędzy dużymi i małymi. Piłka łączy – co okazało się tutaj po raz kolejny. Dzieci, młodzież, dorośli; na plaży, na drodze, pod drzewami.
Sportowa pomoc w miejscowej szkole
Fajną wizytę złożyliśmy w miejscowej szkole, dokąd Olek przywiózł całą wielką torbę rzeczy zebranych pośród kolegów z klubu sportowego Suchary Suchy Las. Ależ było radości: koszulki i spodenki, getry i ochraniacze, a nawet korki, choć cała Sokotra gra na bosaka. Było widać, że sprawiliśmy miejscowym dzieciakom sporo radości.
Basia i życie obozowe
Basia odnalazła się bez żadnych problemów w życiu obozowym. Namiot, skromne warunki do mycia, mam wrażenie, że nawet się Jej podobały. Nic nie okazało się zbyt trudne czy zbyt wymagające. Korzystaliśmy codziennie z szeregu atrakcji, nie odpuszczając niczego. Maciej także zgodnie przyznał, że nie sposób się tutaj nudzić, a program był ułożony tak zgrabnie, że codziennie byliśmy zaskoczeni czymś innym, czymś nowym.
Niespodzianka – internet na wyspie
Wielką niespodziankę zrobił nam wszystkim kontrahent, który zorganizował nam internet przenośny. To nadal wielka rzadkość i niebywały rarytas. Ja dzięki temu mogłam niemal codziennie zamieszczać relacje i zdjęcia, a dzieciaki oglądać filmy i mieć kontakt z przyjaciółmi. I choć nie nadużywaliśmy tego dobra, to było na pewno łatwiej, bo brak internetu przez tydzień był największym problemem przed przylotem na Sokotrę.
Nikt z nas się nie rozchorował, nie przydały się zabrane przez nas leki. Niczego nie zgubiliśmy, nic nie zostało nam zabrane. Sokotra to bardzo bezpieczne miejsce – co po raz kolejny udowodniła wyspa.
Sokotra – gościnna wyspa
Gościnność i serdeczność mieszkańców to już legenda. Na każdym kroku byliśmy witani bardzo miło i otwarcie. Każdy napotkany mężczyzna witał się z naszymi chłopakami. Zostaliśmy zaproszeni do autentycznego domu. Widzieliśmy, jak wyglądają domostwa na wsi i w stolicy. Byliśmy w tutejszej kawiarni oraz restauracji. Ta zrobiła na dzieciakach największe wrażenie. Pod stołem, gdzie siedzieliśmy na ulicy, wyizolowani od miejscowych, kłębiły się koty. Miaucząc, czekały na resztki jedzenia. Jakby ich było mało, mieliśmy także kozy, które niemal wchodziły na stół, by tylko uszczknąć coś z naszej kolacji… a wszystko na stole zmoczonym woda i przykrytym ceratą.
Za to jedzenie było pyszne.
Bez pamiątek, ale z wyjątkowymi wspomnieniami
Nie przywieźliśmy pamiątek, bo tych tam nie ma. Nie wydaliśmy pieniędzy, bo nie było na co.
Nie opaliliśmy się zbytnio, bo zimą na Sokotrze nie ma aż takich upałów, a i tak wróciliśmy bardzo zadowoleni.