Gyrokopter na topie
U nas w biurze po raz kolejny odprawa grupy lecącej na Sokotrę. To dobry moment, by wrócić do moich notatek. Już w samolocie powrotnym z wyspy do Abu Dhabi, jeszcze „na gorąco” zrobiłam wywiad z moją Rodziną, która po siedmiu dniach na Sokotrze wracała właśnie do domu.
Chciałam dowiedzieć się o ich ulubione miejsca.
Zestawienie, choć podobne w każdym przypadku, było czasem zaskakujące. Bardzo wysoko w rankingu całej rodziny znalazły się gyrokoptery. To mały samolocik, zaledwie dwuosobowy, otwarty. Przypomina wyglądem mini helikopter. Pilot siedzi z przodu, za nim jest jedno miejsce dla pasażera.
Maszyny te zaledwie trzy są na wyspie w rękach Emiratów Arabskich i przede wszystkim wykorzystywane są do oblatywania wyspy w celach służbowych. Kontrola wież przekaźnikowych, nagła pomoc medyczna, transport sanitarny. Ale znaleziono lukę turystyczną i przy dobrych układach i pięknej pogodzie można przelecieć się nad wyspą, oglądając widoki.
Nie ma limitu wieku, jest za to limit kilogramów. Leci się całkiem nisko nad plażami albo nad miejscowościami, albo bardzo wysoko nad górami. Widoki są niesamowite, do tego wrażenie wiatru we włosach, siedzi się bez kabiny, z przodu jest tylko owiewka. Każdy, kto leciał, był zachwycony. U nas topowe miejsce.









Kanion Kalishan
To kolejne wytypowane do zestawienia miejsce, które bardzo spodobało się całej rodzinie. Jednym bardziej widoki, drugim skoki z klifu do kanionu. Wszyscy znaleźli tam miłe ukojenie przy upale na zewnątrz. Woda w kanionie w zależności od słońca i pory dnia oraz roku może być zielona, niebieska albo brązowa. Zazwyczaj płynie leniwie zaznaczając delikatnie swój nurt. Ponieważ dno jest gładkie, wydrążone przez wodę i piasek w miękkich kamieniach całość tworzy przepiękny widok. Zejście zajmuje tu około pół godziny, ciut dłużej podejście, i to podobało się wszystkim najmniej. Ale droga wiedzie wytyczoną wąską ścieżką pomiędzy skałkami, kamieniami, kwitnącymi butelkowcami.




Plaża Shoab
Basia z rozrzewnieniem wspominała Plażę Shoab. Choć droga do niej wymagała od nas trochę samozaparcia, bo fala była spora, a łódka zwykła rybacka i płynęliśmy ponad godzinę, przecinając fale, waląc dziobem wprost w kolejne kłębiące się całkiem spore bałwany z wody.
Nawet mimo deszczu, który złapał nas po drodze, finał był wart tego trudu. Piękna biała i dość szeroka plaża, zaledwie kilkoro turystów, którzy podobnie jak my dopłynęli tutaj dzielnie w poszukiwaniu cudnych zakątków wyspy. Dzieciaki wykorzystały czas na plaży nie tylko na pływanie i spacery, w pobliskich niskich krzakach znalazły dwie skorupy żółwi, i to całkiem sporych, które najprawdopodobniej składając jaja, nie zdążyły wrócić do wody, albo to właśnie woda wyrzuciła zwierzaki na ląd. Miejscowi opowiadali też straszniejsze historie, że ludzie mogli zabić żółwice po złożeniu jaj, które stale wykradają jako rarytas kulinarny. Poza cudnymi widokami na samej wyspie, atrakcją okazały się także delfiny, które spotkaliśmy po drodze.












Jaskinia Hoq
Jaskinia, mimo długiego i dość żmudnego podejścia, tym bardziej że nasza Zosia straciła w połowie trasy wigor i zapał do wspinania się, też zrobiła na nas wielkie wrażenie. Najbardziej podobała się nam jej surowość, brak jakichkolwiek ulepszaczy, upiększaczy. Nie było kolorowych światełek, łódeczek, głośników, nawet muzyki. Z latarkami na czołach albo w rękach wchodziliśmy w całkowitych ciemnościach, bardzo głęboko, odkrywając różne nawisy, formacje skalne dookoła nas. Zejście było już dużo przyjemniejsze.









Moja ulubiona plaża Arher
Na szczęście rodzinie spodobała się także moja ulubiona plaża Arher, którą osobiście uważam za najpiękniejsze miejsce na Sokotrze. Na pewno zestawienie cudnej plaży z białym piaskiem, a do tego pięknych wydm robi ogromne wrażenie. A kiedy na miejscu okazuje się, że nocujemy tuż na plaży z widokiem na wodę, a czasem nawet na przepływające przed nami delfiny to mamy zestawienie idealne. Wydmy, choć nie najwyższe na świecie robią wrażenie nie tylko oglądane z dołu. Na każdą z nich można wspiąć się, a to wcale nie jest takie łatwe. Trzeba dobrze wybrać ścieżkę, a potem dzielnie skrobać się w górę. Widok za to z wydm jest powalający. Wschód słońca oglądany z plaży Arher bywa najpiękniejszym motywem fotograficznym na wyspie.















A co z lasem drzew smoczych?
Trochę rozczarował mnie brak zachwytu Rodziny nad lasem drzew smoczych. Ja uwielbiam, zarówno drogę dojazdową, najprawdziwszy off-road, wąski strumyk z palmami w najniższym punkcie przejazdu, a potem wspinaczkę jeszcze bardziej off-road. Punkt widokowy, gdzie ze skał rozpościera się magiczny widok na całą okolicę i rozrzucone szeroko drzewa smocze to ukryty klejnot. A zachód słońca i wschód słońca oglądane znad namiotów wprost pod drzewami to przeżycie wprost unikatowe.





















Kozy niczym psy
Za to wcale nie zdziwił mnie wybór Zosi, która wskazała…kozy. Nigdy nie postrzegałam ich jako atrakcję Sokotry, raczej jako zmorę, bo są wszędzie, wciskają się do namiotów, rozkradają resztki po posiłkach, a do tego, co najgorsze objadają małe drzewa smocze, niszcząc tym samym ich szanse na przeżycie. Dzieciaki jednak postrzegają obecność tych zwierzaków chodzących tu między ludźmi niczym psy zupełnie inaczej.
