Śmiesznie na talerzu

Kuchnia świata

Zabawne sytuacje w restauracjach we Włoszech, na Kamczatce i Seszelach. Opisuję różne potrawy, drobne niedomówienia i zaskoczenia przy stole.

Latte, czyli mleko

Zainspirowana dzisiejszym wpisem jednej z blogerek kulinarnych o parze zamawiającej latte we Włoszech i ich wielkiemu zdziwieniu, kiedy to kelnerka zaserwowała im wielką porcję spienionego mleka zamiast kawy latte, o której myśleli. To znana pomyłka wielu turystów nauczonych do skracania nazwy kawa latte do samego latte, co po włosku znaczy mleko.

Podobnie bywa we Włoszech, kiedy zamówicie ice coffee. Przyzwyczajeni do wielkiego pucharu z mocną czarną kawą i kulką lodów waniliowych, a czasem także syropem lub czekoladą, we Włoszech dostaniecie szklaneczkę kawy z kostkami lodu. Kawa mrożona w wydaniu włoskim.

Łoś zmielony to też łoś

Ale zostawmy już Włochy. Przenieśmy się na Kamczatkę, gdzie wcale nie tak dawno temu będąc w restauracji z grupą na kolacji, zresztą miejscu bardzo nowoczesnym i przytulnym, nad samym jeziorem, wybieraliśmy swoje menu z karty. Po wielu daniach z łososia, które towarzyszyły nam niemal codziennie wyszukałam w karcie łosia!

Mało tego, jak tylko kelner zapytany o łosia potwierdził, że ten w karcie jest, a na moje pytanie, czy może być stek z łosia odpowiedział twierdząco, wiedziałam, że to jest właściwy wybór. Pan zanotował na karteczce zamówienie, zdążyłam poprosić o średnio wysmażonego steka i przyszło mi tylko czekać.

Łoś nadszedł… Ale zamiast steka był grubo mielony kotlet przypominający pieczeń rzymską, a na pewno nie steka… Ja wielkie oczy, kelner też wielkie oczy. Ja pytam, a gdzie mój stek? A on mi na to, że nie ma mają steków z łosia. Jak nie mają? Przecież dopiero co sam mi zasugerował, że łoś to stek i że średnio wysmażony, przecież wszyscy słyszeli, mam świadków. A on mi na to z rozbrajającym uśmiechem, że steka nie ma. A o wysmażenie zapytał, bo wie, że się tak robi i pieczeń jest ok.

Stek z łosia na Kamczatce

Cóż miałam robić, albo łoś zmielony albo żaden.

Zjesz nietoperza?

Na Seszelach było też dość zabawnie. Uwielbiam obserwować osoby, które docierają tu po raz pierwszy i studiując menu docierają zawsze z takim samym wyrazem twarzy do dań z …nietoperzy.

Tak, niewiele osób wie, ale na Seszelach podaje się i jada dość powszechnie curry z nietoperzy albo nietoperze w potrawce, albo sałatkę z nietoperza. Chodzi o wielkie roślinożerne nietoperze, których jest tu mnóstwo i wieczorem o zachodzie słońca widać je najlepiej, kiedy wracają na nocleg wisząc oczywiście do góry nogami na drzewa owocowe. Wystarczy stanąć na chwilę pod mangowcem lub innym drzewem owocowym i wyczekać moment, a nietoperze na pewno się pojawią.

Ryba, która jest świnią

Z curry może być zabawnie. Zamówiłam rybę curry z mleczkiem kokosowym, bo akurat ośmiornicy nie było. Tę drugą polecam bardzo, bo smakuje tu jak nigdzie indziej na świecie. Ale ryba też jest całkiem smaczna, pod warunkiem, że ryba jest rybą. Bo mi się trafił kawałek mięska wieprzowego. I kiedy widelcem podzieliłam ten kawałek na części i pomaszerowałam do pani z pytaniem, czy to na pewno ryba, pani tylko uniosła delikatnie brwi i powiedziała: „Tak, to jest ryba. My takie ryby mamy na Seszelach”.

Sytuacja była tak zabawna, że nawet nie zamierzałam dyskutować. Odłożyłam kawałek rybo-świni na brzeg talerza i zajadałam się pozostałymi kawałkami ryby — prawdziwej.

P.S.

Ponieważ wspomniałam akurat Kamczatkę i Seszele, to jako ciekawostkę prosto ze sklepowych półek mogę wymienić polską markę Sante, której muesli, granole, otręby czy płatki kukurydziane odnoszą tutaj wielki sukces i są dostępne w większości sklepów spożywczych.

Czytaj relację z Kamczatki