Reisefieber: ja to lubię!

Różne są typy gorączek w turystyce: żółta gorączka, gorączka krwotoczna, nawet gorączka sobotniej nocy ale jest i Reisefieber. Gdybym miała znaleźć moje osobiste synonimy na tę gorączkę byłyby to ekscytacja, poddenerwowanie, stres, wzmożona nerwowość. Wprawdzie moja rodzina pewnie do każdego synonimu dodałaby nad –  albo mega-, to właśnie ona czyli rodzina jest miernikiem tego czy Reisefieber Was dotyka czy nie. Jeśli zdarza się Wam wyjeżdżać gdzieś samemu i nie jesteście pewni czy Reisefieber dotyczy także Was zapytajcie najbliższych, Ci prawdę Wam powiedzą. I pewnie okaże się, że i Wam ten stan nie jest obcy. Że i Wy zachowujecie się na pozór tak samo a jednak inaczej tuż przed wyjazdem.

Zdarza się mi często opowiadać o wyjazdach a potem także udzielać odpowiedzi na różne pytania od publiczności. I jeszcze nikt nigdy nie zapytał mnie o Reisefieber, zakładając pewnie niesłusznie, że nas podróżujących często i zawodowo taka sobie Reisefieber to na pewno nie dotyczy. Nic bardziej mylnego. Z pewnością każdy z Was podzieli ze mną niektóre z poniższych zachowań: czy nie zdarzyło się Wam nigdy nerwowo i kilkukrotnie przed wyjściem z domu sprawdzać czy oby na pewno wzięliście paszport, bilety, rezerwacje i pieniądze, i powielać tę kontrolę irracjonalnie kilka razy mimo przekonania, że wszystko jest na swoim miejscu ten niepokój był silniejszy od Was? A czy nie sprawdzaliście w myślach listy rzeczy niezbędnych stale zaczynając ją od tych samych i nigdy nie dochodząc do jej końca? A może uczucie nieprzygotowania i braku czasu to coś co znacie – u  mnie pojawia się czasami. W ramach Reisefieber można wymienić także uczucie zniechęcenia i wymyślonych na poczekaniu powodów dlaczego jednak nie warto jechać;  bo na przykład zbyt wczesna pobudka, bo konieczny dojazd pociągiem na lotnisko do Warszawy, bo zimno na dworcu, a może bagaż zgubią… Na szczęście takie durne myśli dochodzą ze mną tylko do drzwi wyjściowych z domu, a zaraz za nimi zaczyna się już podróż i Reisefieber znika. Tak przynajmniej jest u mnie.

Ale znam przypadki natrętnych myśli typu czy oby na pewno wyłączyłam żelazko, czy pozamykałam wszystkie okna, czy zamknęłam drzwi wejściowe, które męczą podróżującą osobę jeszcze po wylądowaniu w nowym wakacyjnym miejscu. Niektórzy wracają do domy nawet kilka razy by sprawdzić czy na pewno spakowali to czy tamto, i choć łatwiej byłoby otworzyć walizkę lub plecak i sprawdzić to jednak jakaś siła ciągnie ich do domu. Mamy jeszcze przykłady osób, którym kumuluje się tysiąc ważnych spraw przed samym wyjazdem. I choć ten rytuał powtarza się przed każdą podróżą, to zarywają ostatnią noc pakując się w ostatniej chwili z poczuciem niepokoju czego im zabrakło, czego nie mają, albo czego zapomnieli w pośpiechu zapakować do walizki.

Reisefieber to także nienaturalny chaos organizacyjny w myślach i w podręcznych rzeczach. Zagubiony gdzieś paszport mimo tego, że przed chwilą był w ręce, wetknięte nie wiadomo dokąd karty pokładowe, zagubiona na chwilę waluta, telefon w nieoczywistym miejscu, istny rozgardiasz organizacyjny nawet u najbardziej poukładanych osób.

I nagle nadchodzi TEN moment, dla jednych to zamknięcie drzwi od domu, inni wolą dotrzeć na lotnisko a nawet się już odprawić, jeszcze inni „czyszczą” się dopiero jak zapadną się w fotelu samolotu czy pociągu. Każdy inaczej odczuwa i wyznacza sobie ten moment, kiedy Reisefieber płynnie zamienia się w uczucie bycia w podróży. I od teraz choćby to był ten sam stres, i ten sam chaos czy rozgardiasz to w podróży nie będzie się już nazywał Reisefieber tylko wielką podróżniczą przygodą.

Dla mnie Reisefieber to nieodłączny i bardzo potrzebny wstęp do każdej nawet najkrótszej podróży, bo wydłuża nam ją o te kilka dni, kiedy już bardzo intensywnie myślimy i szykujemy się do wyjazdu. Dlatego nie zdradzam żadnych sposobów na pokonanie gorączki przed podróżą bo niby czemu? Szkoda skracać sobie wyjazd…