Pomagać jest łatwo

Lecę do Afryki

Pakuję właśnie walizkę do Namibii. Lecimy już dzisiaj po południu. Poza swoim bagażem osobistym zabieram kilka walizek i kartonów pomocy dla Afryki. Od lat wykorzystuję przysługujący nam w ramach biletów niektórych linii limit dodatkowego bagażu i za zgodą Gości nadaję bagaż z pomocą na ich konto.

Jestem przekonana, że taka pomoc jest bardzo potrzebna i bardzo przydatna. Nie raz i nie dwa uczestniczyłam w dyskusjach na temat pomocy, jej zasadności. Najczęściej wszyscy skłonni są zebrać na miejscu kilka dolarów i zostawić potrzebującym. Pomysł nie jest zły, ale bardzo często miejsca, do których docieramy są daleko od jakichkolwiek sklepów. Z pewnością znajdzie się wiele innych rzeczy pierwszej potrzeby, na które być może ludzie przeznaczą te pieniądze, ale nic tak nie cieszy w Afryce jak rzeczy zza granicy, inne, odmienne od tych, które noszą lub mają inni tuż obok.

Rzeczy używane zalewają Afrykę

Zgadzam się, że sterty rzeczy używanych zalewają Afrykę. Trafiają tam setki kilogramów gałganów, często zniszczonych i odrzuconych przez nas ubrań, które tam i tak trafiają jeszcze na targ z nadzieją, że ktoś je kupi. Ja zawsze zabieram rzeczy czyste, używane, ale nadal w bardzo dobrym stanie, posegregowane zgodnie z wiekiem, dla zupełnych maluszków, przez dzieciaki szkolne i dorosłych. Od lat obserwuję, że potrzebne są buty, bywały już takie sytuacje, gdzie jedną parą butów dzieliło się rodzeństwo i co drugi dzień ktoś z nich na kogo akurat wypadły buty danego dnia, chodził do szkoły. Zwykłe klapki ratują często sytuację.

Przybory szkolne

Przybory szkolne te najczęściej przekazuję do szkół albo instytucji, gdzie zostaną wykorzystane dla dzieciaków. Staram się, by były to ośrodki spoza szlaków turystycznych, bo te mają większe szanse, że ktoś tam trafi szybciej niż gdzie indziej. Często pytam o polecane miejsca moich przewodników, kierowców, kontrahentów. Lubię zapowiadać naszą wizytę w takich miejscach. Dzieciaki są wtedy podekscytowane, nauczyciele wystrojeni i wszyscy naprawdę serdecznie nas witają, nierzadko oprowadzają po swojej szkole i opowiadają o uczniach i pracy w tym miejscu.

Co dla dzieci?

Ubrania albo przybory szkolne mało cieszą dzieciaki, których w Afryce jest wszędzie bardzo dużo. Jestem przygotowana i na tę ewentualność. Gumki do włosów, gwizdki, gumy do skakania, bańki mydlane – drobiazgi, które przez chwilę stają się największym skarbem dla tych maluchów. Często jedyną małą rzeczą, która jest tylko ich własnością. Cukierki i lizaki – wiem, że od lat trwają dyskusje czy wolno, że lepiej nie bo zęby, bo psujemy tylko te dzieci. Nie słucham tych głosów. Nie w Afryce. Jeden cukierek na pewno nie zepsuje wszystkich zębów dziecku i to natychmiast, a w danej sytuacji, gdy kilkanaścioro dzieciaków patrzy na Ciebie magnetycznym wzrokiem, a ty właśnie przekazałaś karton z pomocami dla szkoły dorosłym i miałabyś odwrócić się i wyjść tak po prostu bez niczego. To nie fair, zarówno w oczach dzieciaków jak i moich.

Pomoc celowana

Nie, nie uczę, że biały zawsze ma coś dawać. Nie rozdaję rzeczy przypadkowym osobom, na ulicy, grupkom żebrzących osób. Pomoc musi być przemyślana. Chętnie wspieram lokalne inicjatywy, stołówkę dla samotnych mam w Peru, szkołę na 4200 m n.p.m. w Boliwii, małe przedszkole na Sokotrze, drużynę futbolową w Namibii.

Podpatruję także trafione pomysły moich Przyjaciół, którzy na nasze wspólne wyprawy zabierają całkiem sporo pomocy, dołączając do akcji wspierania potrzebujących. Furorę w Senegalu zrobiły materiały higieny osobistej dla kobiet. Cała wielka waliza trafiła do maleńkiego szpitalika z mini oddziałem położniczym i porodówką.

Cała walizka najpotrzebniejszych leków zasiliła ośrodek pierwszej pomocy w Ugandzie i ośrodek dla dzieci niepełnosprawnych w Peru. Balony to zawsze fajny pomysł, tym lepszy, jeśli następuje wspólne dmuchanie balonów i zabawa. Najmłodsi nie mogą oderwać od nich wzroku.

Maskotki czy małe zabawki to pewnie pomysł na chwilę, dzieciaki w Afryce nie zawsze potrafią szanować je odpowiednio. Tak o tym jednak nie myślę, radość z otrzymanego drobiazgu, ten kurczliwy uchwyt przy sercu i chowanie swego skarbu przed pozostałymi to mnie cieszy.

Piłkarzyki w Sudanie

Chociaż pamiętam akcję „piłkarzyki” z Sudanu. Zabraliśmy ze sobą kilka całkiem sporych stolików do gry, składaliśmy je na miejscu i przekazaliśmy w maleńkich wioskach na naszej trasie. Zrobiliśmy frajdę całej społeczności. Do gry ustawiały się kolejki, a dom, w którym przechowywany był stół, awansował do rangi szefa wioski.

Wielkie pranie w Namibii

Kiedyś trafiłam do szkoły z internatem w Namibii. Zupełnie niepozorna szkoła okazała się domem dla 70 dzieci. Pani nauczycielka od angielskiego dumnie chwaliła się salami, gdzie dzieciaki się uczą, pokazała nam także sale pod drzewem na zewnątrz. Odwiedziliśmy kuchnię, wydającą trzy posiłki dziennie, głównie ryż i warzywa z lekkim sosem.

Największe wrażenie zrobiła na mnie sala, gdzie dzieciaki śpią. Nierzadko po kilka osób na jednym łóżku. Poza materacami i ramami łózka w tym budynku były tylko pojedyncze koszulki i spodenki i to nie na każdym łóżku. Te dzieciaki nie miały nic swojego, własnego. Spały bez poduszek, pościeli, koca, nie miały butów na zmianę, ubrań na zmianę. Dzięki wspólnym nakładom sił udało się nabyć poduszki dla każdego, kupiliśmy także prześcieradła, które posłużyły jako ultracienkie kołderki. A każde dziecko dostało przytulankę, tak by miało coś swojego. Radość niebywała. Dorosłym w tej szkole ufundowaliśmy … pralkę. Dużą przemysłową z wielkim bębnem. Co to była za radość, a wcześniej cała akcja zakupu takiej pralki w stolicy, transport jej przez piachy i wertepy na miejsce, montaż przy asyście połowy wioski, a potem premierowe pranie.

Targałam już też klocki, duże plastikowe, łatwe do składania. Dla wielu afrykańskich dzieciaków to było zaskoczenie, nowość, coś zupełnie nieznanego. 

Piłka rządzi

Ale i tak nic nie zastąpi piłek. Cała Afryka i Ameryka Południowa gra w piłkę, kopie się wszędzie. Niestety często zamiast bramek są umowne patyki albo kamienie, ale zamiast piłki są zbite i powiązane ze sobą gałgany.

Zatem taka prawdziwa piłka często z zapasem pompki i igieł to niesamowity skarb. Czasem bywa śmiesznie i wyczerpująco. Gdy w Peru rozdaliśmy komplet piłek w lokalnej szkole, zostaliśmy od razu przez dzieciaki zaproszeni na wspólny mecz. Ochoczo wyrwaliśmy się na boisko, nie bacząc, że jesteśmy na znaczących wysokościach. Szybko zabrakło nam tchu, mieliśmy czerwone poliki i krótki oddech. Dzieciaki miały za to zapał do gry i nie mogliśmy odpuścić.

Piłki robią też zawsze furorę w szkołach. Kiedy przejeżdżając obok, zatrzymamy się w szkole, nierzadko podczas przerwy kopanie piłki to ulubione zajęcie dzieciaków. I taka nowa piłka to dopiero wydarzenie. Piłka na Sokotrze, w Etiopii, na Madagaskarze wszędzie była super pomysłem.

Cieszę się, że do pomocy dołączają także moje Pilotki, moi Goście, Znajomi, moja Rodzina.

 Warto ciągnąć ze sobą te dodatkowe kilogramy, potem wozić je czasem setki kilometrów dla tych kilku chwil radości.