Podobno blogi lubią TOP 5

Lubią, nie lubią, przygotowałam zestawienie swoich pięciu najbardziej ulubionych miast.

Spodziewam się, że niektóre wybory mogą Was zaskoczyć, ale z pewnością będą i takie, które pokrywają się z Waszymi faworytami.

Kair – matka pośród miast

Kair – metropolia. Kair – jeden wielki chaos. Wiem, że ten wybór i to jeszcze na tak wysokim miejscu to może być zaskoczenie, ale gdy Wam powiem, że od Egiptu zaczęła się moja przygoda z wielkim światem, to w Kairze zakochałam się w Egipcie bez pamięci. Tu mieszkają moi Przyjaciele i Znajomi, z którymi spotykam się regularnie od zawsze.

To miasto, które przeszło ogromne zmiany podczas ostatnich lat. Nie zapomnę swojego zdziwienia, kiedy zupełnie nagle i niespodziewanie zniknęły z kairskich ulic stare, rozklekotane czarno-żółte taksówki. One były dla mnie nieoderwalną częścią tego miasta. Jego wizytówką i z pewnością stanowiły nieodłączny element tego miasta. Przed każdym wyjazdem tam, czekałam na moment, kiedy zasiądę w taksówce, poproszę, mówiąc trochę po angielsku, a trochę po arabsku – dokąd jedziemy? Zanim ruszymy, będę targować się o cenę, śmiejąc się, udając, że nie ze mną te numery i że znam realia. A potem kiedy już wzrok przyzwyczai się do egipskich ciemności, odkryję w samochodzie futerko pod przednią szybą, włochate siedzenia, wiszący różaniec i zdezelowaną tapicerkę auta.

Czasem trafiały się auta lepsze, czasem gorsze. Pamiętam dokładnie mój przyjazd do miasta bez taksówek, nie mogłam odżałować, że zostały tak nagle wymiecione z ulic stolicy. Ich miejsce zajęły ujednolicone całkiem nowe samochody, wprawdzie w tych samych kolorach, ale już bez ducha i przygód wpisanych w ich żywot. Osiołki, auta, wielbłądy, piesi – wszystko naraz. Ulice kilkupasmowe bez przejścia dla pieszych, tylko dla wtajemniczonych przeskakiwanie po jednym pasie, by przejść na drugą stronę drogi. To dopiero wyczyn. Chaos na ulicach, bałagan w kanałach dopływowych Nilu, przykurzone liście pojedynczych drzew wzdłuż Nilu. A dla mnie to i tak piękne miasto.

Kair pachnie tak, jak lubię. Zawsze czekam na wyjście z samolotu, ten pierwszy wdech powietrza jeszcze często na schodach prowadzących na lotnisko. W powietrzu czuć piasek, ciepło, pustynię.

Kocham Rzym

I koniec. I kropka. To miasto ma to coś, czego nie ma żadne inne. Jestem bezkrytyczna, nie przyjmuję żadnych uwag, żadnych  komentarzy negatywnych. Lubię go za wielkomiejskość, za rozmach, za historię. Każda ulica wygląda tutaj jak muzeum, na każdej aż roi się od zabytków. To miasto, które nie tylko raczy sztuką i kulturą, ale rozkochuje w sobie, dbając także o kulinaria, o kulturę.

Lubię szyk i elegancję, lubię zakątki bez turystów, lubię Watykan  po godzinach otwarcia. Nic nie równa się z widokiem na miasto z kopuły Św. Piotra. Koloseum zawsze zwala z nóg. Spacer pomiędzy fontannami i placami Rzymu to dopiero podróż w czasie. Wszędzie można coś zjeść, najczęściej dobrze albo bardzo dobrze. Wszędzie można wypić pyszne espresso. Na każdym rogu czai się historia. I co lubię najbardziej, najpierw szperam, potem czytam, sprawdzam, upewniam się, a na miejscu okazuje się, że coś, co urosło do rangi super deseru albo super kanapki na Instagramie to albo zwykłe ciasto, albo zwykła buła, ale w Rzymie nawet zwykłe ciastko czy buła potrafią być wyjątkowe.

Rio de Janeiro

Tęsknie za każdym razem kiedy nadarzy się okazja, by tam polecieć. To miasto, które łączy góry i morze. Piękne, bardzo ładnie położone. Miasto, które ma wszystko. Można tu spędzić kilka tygodni, a i tak będzie mało. Zabytków zbyt wiele nie ma, za to są miejsca do zwiedzania i oglądania. I to nie byle jakie. Głowa Cukru, Chrystus, piękne plaże, w tym najsłynniejsza Copacabana. Kawa mała i czarna, soki z owoców, niewymuszony luźny strój „na surfera” od rana do nocy. Rio w karnawale, Rio na sylwestra, Rio latem, Rio w Wielkim Tygodniu, Rio na co dzień i od święta. Kulinarny raj, atrakcji w bród, żyje się raz.

Kapsztad

Oj tak. To miasto, które znowu leży bardzo szczęśliwie, z jednej strony woda, z drugiej góry. Dookoła winnice i najlepsze wina. Stara część miasta, malajska część miasta. Są plaże, są trekkingi, są piękne hotele i bardzo modne restauracje. Kapsztad oferuje muzea, ma galerie, cudne trasy dla zwiedzających. Niedaleko stąd do Przylądka Dobrej Nadziei, niedaleko do prywatnych rezerwatów na safari. Kapsztad musi się podobać, musi oczarować swoją niesamowitą atmosferą. To przecież afrykańskie miasto, które przypomina jedną ze stolic europejskich: tętni życiem, zachwyca architekturą, ma szeroki wybór restauracji.

San Francisco

Mam tylko jedną ostatnią pozycję w TOP 5 i nie wiem które miasto wybrać: Sydney czy San Francisco.

Wybieram jednak San Francisco, za to, że jest jednak bardziej przytulne. Uwielbiam to miasto, właśnie za kameralny charakter, za kompaktowe położenie. Zawsze cieszę się na przejażdżkę tramwajem, wspaniały chowder w porcie, spotkanie z lwami morskimi na Pier 39.

San Fran, bo tak miasto to nazywane jest przez miejscowych to idealne miejsce na pyszne śniadania, wystawne kolacje, pyszną kawę i wspaniałe desery. To miejsce, które oferuje sporo atrakcji z amerykańskich filmów. To wreszcie istny raj dla biegaczy czy chodziarzy.

Moje TOP 5 od wielu lat jest niezmienne, choć stale poznaję nowe miejsca i goszczę w nowych miastach. Kto wie, czy i jakie miasto wkradnie się do jeszcze do ścisłej czołówki.