Egipt – moja miłość
Kończę właśnie trasę deluxe po Egipcie. Tym samym spełniam marzenie o Egipcie kolonialnym, luksusowym, pięknym. Jestem w tym kraju zakochana od zawsze. Taka prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia, zupełnie subiektywna, całkiem niepojęta i pewnie dożywotnia.
Za każdym razem, kiedy wracam do tego kraju, czuję się dobrze, wciągam głęboko pierwszy chłyst powietrza po wyjściu z samolotu i wiem, że jestem niejako u siebie. Oswoiłam się z Egiptem, poznałam go całkiem dobrze, wpisałam się na ile to możliwe w panujące tutaj zasady i reguły.
Ponieważ był to mój pierwszy egzotyczny kraj, do którego przyjechałam z grupą jako pilot lata temu, darzę go ogromnym sentymentem i pewnie wdzięcznością. To on nauczył mnie sztuki pilotażu, współpracy z niełatwym gronem mężczyzn po drugiej stronie.
Męski świat
Za każdym razem moimi przewodnikami byli panowie. Kierowcy to zawsze mężczyźni, opiekunowie moich grup też. Na lotnisku czekali przedstawiciele biura, potem eskortowali nas żołnierze, policjanci zatrzymywali na kolejnych punktach kontrolnych. W hotelowej recepcji zazwyczaj też mężczyźni, w restauracji sami kelnerzy panowie, w kuchni kucharze, pokoje sprzątali pokojowi, a łódkami kierowali kapitanowie. Świat w zaklętym kręgu mężczyzn.
Przeszłam twardą szkołę życia. Zaczynałam 22 lata temu, dużo młodsza, zawsze blond, niedoświadczona – mogłam wydawać się łatwym kąskiem do współpracy.
Od kurczaka do Lady Snake
Znalazłam nawet idealne określenie dla takiego świeżaka jak ja w tym biznesie: kurczak. Każdy i wszędzie próbował mnie oskubać; z pieniędzy, z informacji, z prawdy. Kłamali jak najęci, bajdurzyli o zamkniętych zabytkach, skróconym czasie otwarcia wielu świątyń, o niemożliwości kupienia dodatkowych biletów. A ja szybko poskładałam puzzle i sprawdzałam, udowadniałam, kontrolowałam, najczęściej łapałam ich na gorącym uczynku.
Skubali mnie z pieniędzy, na małych kwotach, wyłudzali podwójne napiwki, mówiąc, że biuro tego nie uwzględniło w rozliczeniu ogólnym, przychodzili po bakszysz czasem nawet trzy razy za to samo, zbierali kasę na łapówkę dla policjantów albo patroli w konwoju. Nigdy nie chodziło o fortunę, to były zazwyczaj małe kwoty, rozumiałam, że tak tu jest, ale czasem po 12 dniach upychania małych zwitków zużytych już banknotów miałam dość.
Próbowali zawsze i niestrudzenie zabierać mnie do sklepów, by oferować perfumy, papirusy, alabaster – po zawyżonych cenach, tak by starczyło na prowizję dla nich i jeszcze dla kierowców. Nigdy nie uwzględniali mnie w części do podziału.
Bywałam podobno szorstka, twarda, nieustępliwa, walczyłam jak lwica o dobro grupy. Starałam się robić to w miły sposób, ale miałam kilka spektakularnych wejść. Dorobiłam się przydomku – Lady Snake.
Jak wchodziłam do małego biura lokalnego kontrahenta na starówce w Kairze, syczeli zza swoich biurek, uśmiechając się serdecznie i słodko. Długo nie wiedziałam, o co chodzi, nawet chyba odwzajemniałem te oznaki sympatii. I tak sobie trwaliśmy w takim układzie długie lata.
Yasser na piątkę
Musiało minąć 20 lat bym trafiła na przewodnika z wielką klasą, ogromną wiedzą. Przewodnika pracującego na co dzień z grupami amerykańskimi. Wyłoniłam go podczas castingu online. Lokalne biuro podesłało mi pięć numerów telefonów prosząc bym wybrała sobie osobę do współpracy na trasie deluxe.
Yasser był ostatni na liście. Z wielkim spokojem odrzuciłam kandydaturę numer 1, nawet przy 2 nie miałam wielkich refleksji ani niepokoju. Trójka była tak słaba, że nie miałam wyjścia. Numer 4 tu miałam już niemały stres, że lista zaraz się skończy. Chciałam zmusić samą siebie do przyzwolenia na współpracę. Numer 5 to było to! Elegancki, serdeczny, taki iście egipski mężczyzna, starszy ode mnie, z ogromnym doświadczeniem 35 lat oprowadzania po Egipcie.
Od razu złapaliśmy kontakt. Miałam przewodnika z prawdziwego zdarzenia.
Nie myliłam się
Już pierwszy dzień w terenie pokazał, że dogadamy się jako fachowcy w pracy. Wcale nie jest łatwo być przewodnikiem i opowiadać o rzeczach oczywistych do tego po angielsku przed grupą stojącą w ukropie pod piramidami, wiedząc, że tyle samo czasu zajmie mi tłumaczenie na polski. Mieliśmy nasz system, Yasser w skrócie przypominał mi tylko daty i zarys najważniejszych informacji, ja łapałam w mig najważniejsze dane, oplatając je posiadaną wiedzą. Najbardziej czekałam jednak na te Jego osobiste smaczki, nowości, zaskakująco ciekawe fakty o zabytkach. To była wielka przyjemność słuchać o rzeczach nowych także dla mnie.
Nam się chciało zajrzeć za róg, wejść głębiej, opowiedzieć więcej. Mieliśmy zasłuchanych w te historie odbiorców, były pytania. Cała opowieść pięknie składała się w jedną całość.
Spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, wspólnie jadaliśmy lunche i kolacje. Mieliśmy o czym rozmawiać także podczas przejazdów czy lotów.
Skarbnica wiedzy i doświadczeń
Udało się nam sprowokować bardzo ciekawą rozmowę na pokładzie statku. Yasser poproszony przeze mnie o opowieść o swoim kraju, z dumą przedstawił siebie i swoją rodzinę, opowiedział o codziennym życiu, bolączkach i kłopotach całego kraju. Opowiedział o losach swoich dzieci, ich karierze sportowej i rozwodzie najstarszej córki. Przybliżył nam marzenia o pieniądzach, lepszych zarobkach, drogich samochodach. Mogliśmy pytać o politykę, rząd, sytuację w świecie. Wielu z nas doceniło jego otwartość i nowoczesność.
Nieuchronnie zbliżał się moment pożegnania. Nasz przewodnik został przez nas zaskoczony podwójnie. Napiwek, jaki dostał od naszej grupy, był wysoki na tyle, że był dla niego niespodzianką, poza tym w ogóle się go nie spodziewał, bo podobno to taka przywara naszej nacji.
Na sam koniec naszej trasy wybraliśmy się wspólnie na kawę, nie po drodze, nie przy okazji. Umówiliśmy się specjalnie, pojechaliśmy do kawiarni nad Nilem dorożką, udało mi się przedstawić Yasserowi mojego zaprzyjaźnionego dorożkarza.
Podsumowaliśmy wyjazd, opowiadaliśmy sobie o naszych doświadczeniach, nie szczędziłam należnych Yasserowi pochwał za Jego wiedzę i obycie, klasę i niesamowite wyczucie grupy. Nie mogłam wybrać lepszego przewodnika na opiekuna naszej wyprawy.
Komplementy
Yasser odwdzięczył się zaskakującym komplementem wobec mnie:
– Jesteś taka cywilizowana, naprawdę, bardzo – powiedział.
Powiedział to z takim przekonaniem i pewnością w głosie, że do dzisiaj brzmią mi jego słowa w uszach. Tylko coraz więcej mam też pomysłów na interpretację tych słów.
Co miał na myśli? Złagodniałam? A może dobrze Mu się pracowało ze mną, bo znam się na Egipcie? A może docenił miejsca, które zobaczył dzięki mnie mimo 35 lat oprowadzania grup?
Zmęczyłam go intensywnością trasy. Nie przywykł do takiej ilości zwiedzania przy Amerykanach. Pewnie wielokrotnie zaskoczyłam go wraz z moją grupą. Był zafascynowany obserwowaniem nas Polaków, z którymi pracował po raz pierwszy.
Mam nadzieję, że ta długa droga od Lady Snake do cywilizowanej Estery w Egipcie nie pójdzie na marne. Ja sama nie widzę wielkiej różnicy, nie było po prostu okazji, bym rozłożyła kołnierz kobry.
Yasser jeszcze nie wie, że drzemie we mnie siła czarnej mamby. A komplement idealnie pasuje do zawiłych 5 tysięcy lat historii Starożytnego Egiptu. Przyjmuję go z radością.
Kocham Egipt jeszcze bardziej.