Szykuję się do wyjazdu, to już w najbliższy piątek. Teraz dzień po dniu porządkuję przewodniki, zabieram mapy, przeglądam blogi oraz najnowsze publikacje na rynku.
Bardzo pomarańczowa …
Już nie mogę doczekać się pustyni i wydm. To moje pierwsze skojarzenie z Namibią i choć nie mogę powiedzieć o sobie, że kocham pustynie to rzeczywiście każda z nich jest zupełnie inna, a ta w Namibii z pewnością należy do najpiękniejszych. [su_carousel source=”media: 1444,1445,1443,1442″ link=”lightbox” title=”no”]
Uwielbiam ten pomarańczowy intensywny kolor piasku. Szczególnie kiedy o wschodzie, ale i o zachodzie słońca wybieramy się do parku, by zobaczyć wydmy z bliska. Widziałam podobne w Sudanie, nawet w Mongolii, ale nigdzie nie były tak nasycone ciepłym pomarańczem. I już cieszę się na wspinaczkę po grzbiecie wydmy. Pamiętam, kiedy byłam tam dawno temu po raz pierwszy z trwogą obawiałam się, że sznureczek maszerujących za sobą gęsiego turystów może usypać piękny i ostry grzbiet wydmy. Teraz już wiem, że bez obaw można spacerować osypując piasek na prawo i lewo a wydma nadal będzie majestatycznie wznosić się przy drodze.
I bardzo smaczna…
Na samą myśl o tamtejszej kuchni aż mi ślinka leci. Zupa z dyni piżmowej – marzy mi się i choć u nas akurat upalnie, a to przecież zupa zimowa, to w Namibii jak najbardziej zasadna, bo tam dokładnie na odwrót, czyli jest teraz końcówka jesieni. W dzień spodziewamy się 24-28 stopni, ale nocą może nawet tylko 3 lub 4. Na drugie danie pyszny kawał mięsa, dziczyzny. Uwielbiam steki egzotyczne, doprawione idealnie z sosem i warzywami z grilla albo na parze. Tylko tyle i aż tyle. Co drugi dzień jadać będę owoce morza, które są tam także rewelacyjne, koniecznie z masełkiem i sosem cytrynowym. Ależ mi będzie dobrze. Deser – bo bez tego ani rusz. Koniecznie Apfelstrudel. Poza szarlotką w Sesriem, na którą czekam już nawet kilka lat, bo na opuszczonej stacji benzynowej smakuje jak nigdzie indziej na świecie to strucla jabłkowa jest tam hitem. Żeby tego było mało, to dodam jeszcze cudne wina z RPA, których wybór jest tam niesamowity, a ceny bardzo przystępne.
Niesamowicie etniczna…
Himba – uwielbiam odwiedzać ich wioski. Nie dam sobie opowiadać, że to cepeliada, komercja, przebieranki i skansen. Dla mnie są fenomenalni, od maluchów wysmarowanych ochrą przez kobiety i starowinki. Znowu liczę na spotkanie raczej z kobietami, które w ciągu dnia zostają w swych domach, a mężczyźni powinni wtedy pasać bydło. I choć pewnie widok turysty nie jest im już w żaden sposób obcy to ta naturalna ciekawość, dotykanie naszej jasnej skóry i badanie niebieskich oczu zawsze wzbudza we mnie niesamowitą radość. Tak, Himby to jeden z tych radosnych elementów podróży po Namibii.
Uroczo przyrodnicza…
Na zwierzęta jadę do Parku Etosha, uwielbiam go, bo to wielkie solnisko, którego obszar jest przeogromny i gdzie cały dzień można jeździć wyznaczonymi trasami szukając zwierząt, których najwięcej zazwyczaj gromadzi się wokół oczek wodnych. Liczę na lamparta, to najtrudniejsze do wytropienia zwierzę, a właśnie w Etoshy widziałam go po raz pierwszy. W naszej lodży mam plan na wieczór i kawał nocy, dobre wino, suszone mięso billtong jako przekąska i ławeczka nad oczkiem wodnym. Zwierzaki podchodzą tutaj zwabione wodą i nic nie robią sobie z ustawionych lamp, które umożliwiają ciekawskim podglądanie ich nocą.
Ale tak samo niecierpliwie czekam na Park w Chobe. To już Botswana, która także jest na naszej trasie. Rejs łódką o zachodzie słońca to zawsze mój faworyt. Oprócz wielu zwierząt jest to idealna okazja do wypatrywania ptaków. Ja mocno liczę na powtórkę sprzed lat i stada kąpiących się słoni oraz ziewające hipopotamy.
Wściekle emocjonująca…
Rozważam jeszcze rafting na Zambezi lub skok na bungee. Oba już za mną, a ponieważ i jeden i drugi to top światowy – czemu nie powtórzyć tego raz jeszcze?