Ferie z dziećmi w Indiach

I did it!

Tegoroczne ferie zimowe spędziłam z rodziną (w tym trójką dzieciaków) w Indiach. Wybrałam ten kierunek specjalnie, by pokazać Basi (9), Olkowi (6) i Zosi (1,5) kraj inny od wszystkich, które do tej pory odwiedziliśmy wspólnie.

Nie boisz się?

Czy się bałam? Takie pytanie zadawano mi najczęściej, słysząc dokąd się wybieramy. Nie bałam się kierunku. Znam Indie, byłam tam wcześniej, przygotowałam ciekawą trasę na ferie w Indiach i oparłam się na sprawdzonych miejscach. Nie bałam się nudy, bo w Indiach nie sposób się nudzić. Wiedziałam, że nie ma tam zbyt wielu atrakcji specjalnie dla dzieci, ale liczyłam, że te, które są skutecznie zajmą nam czas i wypełnią kolejne dni.

Znowu curry?

Obawiałam się nieco monotonnego jedzenia i dość ograniczonego wyboru dań akceptowalnych przez dzieciaki, ale akurat ten strach był zupełnie niezasadny. Ryż, frytki, chlebki naan serwowane wszędzie. Ponadto w wielu miejscach była ryba albo kurczak tylko w panierce. A gdy na deser pojawił się arbuz – wszystko stawało się łatwiejsze. Nie mieliśmy za to żadnych problemów podczas śniadań. Mleko i płatki śniadaniowe, jajka na twardo, jajecznica, pieczywo, czasem nawet nutella — przypominały nam śniadania jak w domu.

Raz słoń, raz koń

Obstawiłam, że spodoba się im różnorodność, i tak było. Wbrew pozorom ten indyjski harmider, bałagan, brak zasad i reguł bardzo podoba się dzieciom. Raz jazda autem lusterko w lusterko, raz szaleńcza jazda tuk tukiem przez miasto, wjazd na słoniu do fortu, spacer po dziurawych chodnikach nocą bez latarni. Dzieciaki aż kwiczały, tak się im to podobało. Zabytki też nie były nudne.

Taj Mahal zrobił zasadnie wielkie wrażenie. Na niego czekaliśmy wszyscy. Forty były niemal puste, czyli idealne ze swymi wąskimi przejściami i korytarzami stanowiły super miejsce do gry w chowanego, w detektywa, pozwalały myszkować w ciemnych zakamarkach. Nie inaczej było w grobowcach czy pałacach. Dzieciakom wolno tam niemal wszystko. W ogóle zabytki w Indiach są niby pod opieką i kontrolą stróżów prawa, ale z dużym przymrużeniem oka. A gdy dodać, że cała trójka miała wstęp za darmo, a do tego była nagminnie proszona o zrobienie sobie z nimi zdjęć – można powiedzieć, że na nudę nie było czasu.

Inspiracje do rozmów

Spodziewałam się, że pojawi się wiele tematów do rozmów wywołanych tym, co zobaczymy na miejscu. Nie myliłam się. Żebrzące dzieci, rówieśnicy Basi czy Olka zmuszeni do zarobkowania na ulicy, zrobili na moich dzieciach największe wrażenie. Przerażenie wywołały niestety osoby chore, upośledzone, zbierające pieniądze od turystów na ulicach przed największymi zabytkami. Czasami hałas i ryk klaksonów męczył po równo i dzieciaki i nas.

Varanasi okazało się być miejscem, które wywołało pewne napięcie i stres. Ale rozmowa, odpowiedzi na szereg pytań i nasz miejscowy troskliwy przewodnik pomogli w zrozumieniu tego miejsca. Nie było aż tak strasznie. Przy okazji pojawiło się wiele powodów do kolejnych rozmów o egzystencji, życiu i śmierci, kremacji i niebie.

Spać jak maharadża

Wybrałam i słusznie dobre hotele. A jak dobre to niestety drogie. Szczególnie w Indiach, gdzie poziom usług i serwis hotelowy bywają bardzo różne. A gdy dodać, że musimy zakwaterować w jednym pokoju 5 osób, to często wybór staje się dość ograniczony i coraz bardziej kosztowny. Jednak te miejsca okazały się dobrym balansem do wrażeń w ciągu dnia. Czysta pościel, miękki ręcznik, basen (choć ani razu nie udało się nam z niego skorzystać, bo w styczniu nie było jednak jeszcze dość ciepło, by woda była nagrzana wystarczająco, aby się w niej kąpać) pomagały gładko zakończyć każdy dzień.

Lepiej lecieć niż tłuc się po wertepach

Najdłuższe odcinki trasy zastąpiłam przelotami. I choć to żadna oszczędność, wręcz przeciwnie, spory wydatek, to rozwiązanie to okazało się zbawienne. Indie w budowie. Na trasie pomiędzy Gwaliorem a Khajuraho wielka budowa. Gdyby nie loty, spędzilibyśmy z pewnością przynajmniej dwa całe dni w samochodzie, jadąc po wertepach i ścigając się z peletonem motorków, skuterów, rowerów i aut.

Moc wrażeń w podróży

Ferie w Indiach z pewnością był wydarzeniem. Szykujemy się do dwóch prezentacji o tym kraju w szkole Basi i Olka. Będziemy opowiadać i pokazywać zdjęcia. Przywieźliśmy drobiazgi, by pokazać je dzieciom. Zapowiada się powrót na szlak i miłe wspomnienia.

Dzieciaki same zgłosiły gotowość do opowieści przed swoimi klasami. Tym samym zdałam egzamin na wybór ciekawego kierunku na ferie z dziećmi. Choć nie było zbyt łatwo, udało się nam zobaczyć, ale i pokazać więcej niż zwykle.

P.S.

Zosia była królową wyjazdu. Wyzwolona z szelek, fotelików, podkładek, krzesełek do karmienia, śliniaków i innych ograniczników miała najprawdziwsze wakacje od poukładanego życia na co dzień. Choć pewnie nie zapamięta z Indii zbyt wiele, liczę, że starszaki z dumą opowiedzą jej kiedyś jak dzielnie przemierzała trasę pomiędzy Delhi a Varanasi, rozczulając na każdym kroku Hindusów i pozując do kolejnych zdjęć. Brawo Zosia!

Czytaj relację z podróży po Indiach