Wróciłam. Ostatnie dni spędziłam w Egipcie. I choć to tylko dwa i pół roku od mojej ostatniej wizyty w tym kraju odkrywałam go znowu na nowo.
Egipt się buduje
Widać to na każdym kroku. W Kairze powstają jedna za drugą kolejne obwodnice miasta, rozjazdy, wielkie ślimaki. Niestety lawinowo znikają stare domy i zabudowania, które są burzone pod nowe inwestycje. Wystarczy jadąc rozglądać się na prawo i na lewo, a tam widać ściany budynków z kolorowymi pokojami i malowidłami, obrazkami na ścianach, których ściany zostały wyburzone. Stop-klatka.
W wielu przypadkach jeszcze słychać gwar dochodzący z dziecięcych pokoi, został bałagan na ścianach u najmłodszych. W łazienkach dopiero co opadła para po ostatniej kąpieli, a w kuchni roznosi się zapach smażonej fasoli.
Tego już nie ma. Oszczędzone budynki za to przyklejone są niemal do obwodnic, samochody jeżdżą po głowach mieszkających tu ludzi.
Nawet na południu, które jest zawsze mocno z tyłu za stolicą drogi rozkopane, wielkie wykopy, kładą rury, będzie kanalizacja. Egipcjanie pękają z dumy, podkreślają nowe inwestycje, cieszą się na myśl o udogodnieniach.
Kraj kwitnie
Bezpowrotnie zniknęły z ulic Kairu taksówki. Tęsknię, a ich brak mnie bardzo zmartwił. Kair to dla mnie od zawsze rozklekotane zabytkowe auta, które jeździły na oparach benzyny dolewanej po kropelce przy każdym kolejnym kliencie. Często trzeba było zadatkować przejazd, by auto w ogóle ruszyło. Gdzie te sceny z porzuconymi autami wraz z klientem w środku na moście albo pod sklepem… Gdzie to? Gdzie to?
Egipcjanie za to z dumą chwalą najnowsze wynalazki, Uber i inne podobne firmy, które teraz wożą Klientów. Mają nowsze auta, szyldy, liczniki, nie ma już tego ulubionego przeze mnie targowania się, rozmów na migi, opowieści Starego Kairu. Jak mi tego brakuje.
Egipt w budowie
Jak grzyby po deszczu powstają nowe muzea. Jedno z nich otworzono przed czterema laty, potem była pandemia, a przed kilkoma miesiącami przeniesiono doń mumie z Muzeum Kairskiego.
Są pięknie wyeksponowane, wreszcie godnie. Leżą nadal w swoich znanych mi dobrze od zawsze gablotach, ale mają teraz klimatyczne czarne wnętrza, są opisane. Każda z mumii ma swoją tabliczkę i kilka podstawowych wiadomości o czasie panowania władcy. Szkoda, że nie można tu opowiadać. Mimo słuchawek i mikrofonu trzeba zwiedzać w ciszy.
Samo muzeum ma imponujący parking podziemny, wspaniałą klatkę schodową, nowoczesne wnętrza. Ale do muzeum chodzi się dla eksponatów, a tych tu mało, o wiele za mało. Nie tego się spodziewaliśmy, a może nie widzieliśmy wszystkiego. Naszym celem były mumie, które przeniesione z centrum miasta utrudniły nam tylko zwiedzanie, bo zmusiły do odwiedzin kolejnego obiektu.
Z niecierpliwością czekam na otwarcie nowego muzeum, które powstaje przy samych piramidach. Już za chwilę turysta, który dotrze do Kairu nie będzie musiał stać w korkach, oglądać Starego Kairu. Miasto podsunęło mu wszystko pod nos. Najpierw wysiądzie z wielkiego autobusu, by zobaczyć piramidy, do środka nie wejdzie, bo każdy przewodnik opowiada o tym, że nie warto, potem Sfinks, a na koniec Muzeum Kairskie w nowoczesnych i bardzo awangardowych wnętrzach. Nikt nie odpuści. Zabytkowe figurki, stare zbiory, skarby z grobowca Tutanchamona.
A żeby turyście było jeszcze milej to dookoła powstaje wianuszek hoteli i restauracji. I obowiązkowo sklepów! A dodatkowo linia metra, która dowiezie towarzystwo pod same piramidy. I tyle by było w temacie leżącej za Kairem z dala od miasta Gizy. Teraz wszystko jest na wyciągnięcie ręki. I nici z dreszczyku odkrywcy, poznania i frajdy z własnych odkryć, wszystko stoi poukładane i gotowe do podania na tacy. Oznaka czasu, a może przerost ambicji? Czy to rzeczywiście z myślą o wygodzie dla turysty, czy może chęć wypromowania rządów nowego pana prezydenta?
Prezydent Egiptu
Pan prezydent lubi pompę, lubi wielkie promenady, parady, światełka i głośną muzykę. Karmi oczy świata kolejnymi wielkimi przedsięwzięciami. Dopiero co w wielkim kondukcie postpogrzebowym wieziono mumie władców z centrum Kairu do nowego Muzeum. Nie obyło się bez blichtru, świateł, tłumów.
Teraz szykuje się powtórka z rozrywki. Cały Luksor dzień i noc szykuje się do otwarcia nowej Alei Sfinksów, ciągnącej się przez 3 km pomiędzy świątynią w Luksorze a Karnakiem. Byliśmy świadkami budowania sceny w świątyni. Pod każdym kamieniem kolorowe reflektory, mnóstwo świateł i kabli. Plątanina przewodów pod nogami, a świątynia czynna i otwarta dla zwiedzających.
To nie koniec, bo cały dzień i noc trwają przygotowania do ceremonii otwarcia. Znad Nilu roznosi się zapach kleju, sklejką oklejane są feluki, by nadać im kształt łodzi królewskich. Żagle pomalowane na pstre kolory z odpowiednim oświetleniem co noc suną ustawiając się w szpaler feluk na Nilu, tworząc tym samym most z brzegu zachodniego na brzeg wschodni.
Oniemiałam kiedy o 23:00 zobaczyłam całą główną ulicę w Luksorze zajętą przez policję, a środkiem rytmicznie nóżka w nóżkę jechały jedna za drugą dorożki. Ale bynajmniej te zwykłe codzienne z ulic Luksoru, te były jakby bardziej luksusowe. Sznury świateł rozciągnięte wzdłuż koszy i progów, eleganccy powożący.
Takie będzie to otwarcie, z przytupem. Nikt w Luksorze nie mówi o niczym innym. I choć odliczanie do wielkiego momentu otwarcia zaczęto, to prace jeszcze w proszku. W porcie od świtu do zmierzchu, a czasem nawet całą noc trwają prace.
Na miarę Egiptu — na raz, na chwilę, prowizorka. Ale dla tego krótkiego momentu otwarcia warto działać. Nie liczy się pieniądz, liczy się efekt. Igrzyska dla ludu. Nowy Pan prezydent.
Na szczęście są i takie miejsca, które mimo lat się nie zmieniają, a jeśli to na lepsze. Puste świątynie w Abu Simbel, cudna Świątynia Izydy na Filae, wspaniałe i puste Abydos i Dendera. Taki Egipt kocham, ten uwielbiam i już za nim tęsknie.
Nawet „one dolar, one dolar”, albo Mister, Mister – nie przeszkadzają mi.