[su_carousel source=”media: 1013,1014,1012,1011,1010,1009″ link=”lightbox” title=”no”][su_carousel source=”media: 381,377″ link=”lightbox” title=”no”][/su_carousel]
Hello Biuro Podróży!
Nie jestem Elwirą, a i Teresą nie jestem, ani raz, ani dwa, w ogóle, nigdy. Jestem Esterą. Sporadycznie, ale może właśnie dlatego tak boleśnie mi uwiera tytułowanie mnie nie moim imieniem. W naszej międzynarodowej korespondencji pomiędzy mną, moim biurem a kontrahentami z całego świat często zdarza się, że koledzy z zagranicy zaczynają swoje wiadomości od „Hello Hess”, „Dear Hess” co zawsze powoduje tylko uśmiech na mojej twarzy, bo do pozdrowień typu „Cześć Esta”, „Hello Esta” już przywykłam i te polubiłam. Rzadko, ale zdarza się, że bywam pozdrawiana „Hello Biuro Podrozy”! Wiem, i zdaję sobie sprawę, że podobne wpadki mogę zupełnie nieświadomie zaliczać osobiście pisząc po raz pierwszy do egzotycznych kontrahentów na krańcach świata. Staram się jednak zwracać na to uwagę szczególną.
Mohammed, Ahmed czy Mustafa?
Zaczęłam się zastanawiać i uważnie czytać stopki oraz imiona moich odbiorców i kontrahentów. Z Egiptem korespondencja jest nader prosta: zasadniczo pisuję z trzema panami (choć zawsze z innym): jeden z nich to Mohammed (tych mam najwięcej) drugi to Ahmed (tych jest też całkiem sporo) i jest jeszcze Mustafa. Zresztą na miejscu w Egipcie można śmiało obstawiać, że napotkany mężczyzna to posiadacz i to dumny jednego z tych trzech imion. Nie inaczej jest w Sudanie, tu także sporo Mohammedów, dołożyłabym jeszcze Omara.
Boski Enrique?
Piękne imiona są w Ameryce Południowej i tak pracuję tam z Carlosami, Enrique, Luisami, Santosami, a skoro już przy świętościach jesteśmy. Raz kiedyś w Meksyku mieliśmy nader zabawną sytuację z imionami, Estera kojarzona bardzo często z biblijną Królową Esterą, imię żydowskie, bardzo popularne w Izraelu. Po dotarciu na miejsce z grupą z lotniska odbierał nas opiekun grupy, kiedy zapytałam go o jego imię przedstawił się Samuel – miłe biblijne towarzystwo pomyślałam, w autobusie czekał na nas lokalny przewodnik Abraham a za kierownicą zasiadł Jesus (czyt. Hesus). Cóż za doborowe towarzystwo!
Li, Lu czy to On, czy Ona?
Zabawnie jest z imionami azjatyckimi, nie zawsze wiadomo, bo z podpisu nie wynika zbyt wiele czy Li Lu to on, czy ona (tu często doświadczeni kontrahenci dodają skrót Mr. lub Mrs. i wszystko jasne), a i jeszcze czy Li to imię a może Lu to imię, a żeby jeszcze utrudnić sprawę to wielu krajach tytułuje się maile pozdrawiając osobę z nazwiska…
Dla turystów wszystko
Kilkukrotnie już w Chinach, Japonii, a ostatnio w Mongolii spotkałam się z dobrowolnym przybieraniem imion na użytek turystów. Dziwaczne to ale za każdym razem osoba o wdzięcznych imionach Alex, Coco, Lisa, Nina tłumaczyły mi, że nikt z turystów zagranicznych nie zapamięta ich oryginalnych imion, i by ułatwić komunikację wolą być Alexem niż Eliko, Coco niż Xiangli, Niną niżeli Buyanchimeg. Cóż trudno zaprzeczyć, że imiona przybrane są dla nas łatwiejsze do wymówienia i do zapamiętania, ale zawsze mi wtedy szkoda ich oryginalnych imion. Przecież damy radę zapamiętać.
Afryka z fantazją
Uwielbiam imiona moich Kolegów i Koleżanek z Afryki, nierzadko piszę maile z kolegą z Rpa o imieniu Storm (Burza), uwielbiam rozmowy z Patience (Cierpliwość) z Ugandy, cenię dowcip Seven (Siódemka) i Sun (Słońce) z Kenii.
Czasem trafiają się imiona, które dla nas Polaków brzmią dość osobliwie. Pornprom na przykład i jak tu zwracać się do takiego pana, Panie Porn, a może Panie Prom? Był też w Indiach Pan Anal na przykład, co za każdym razem wywoływało uśmieszki na twarzach rozmówców.
Mieszkałam w Sedesie
Wprawdzie to nie imię, ale idealnie wpisuje się do ostatniego przykładu, kiedy to dane słowo, nazwa własna, brzmi zupełnie niewinnie w jednym języku, ale już niekoniecznie w innym. A jeśli to jest hotel i do tego w Berlinie a nazywa się SEDES to już w ogóle śmiesznie. Tak, mieszkałam w Sedesie w marcu tego roku, zatrzymałam się tam na jedną noc, hotel godny polecenia, notabene z polską obsługą w recepcji i restauracji. Żałuję teraz, że nie zagadnęłam pań pytając o to jak się im pracuje w Sedesie, bo przecież dla nich ten Sedes z pewnością poza hotelem musi kojarzyć się z toaletą.