Naprawdę się starałam!
A Maciej* mówił: „Tylko nie dyskutuj, bądź miła i nie walcz zbytnio o prawa kobiet!”
A wszystko przed wyjazdem do Arabii Saudyjskiej, kiedy zatopiłam się w lekturze przewodników, blogów, materiałów mniej i bardziej naukowych, ale także książek. Wśród nich były te bardziej ambitne, ale i zwykłe czytadła. Niektóre nie do przejścia, inne, choć liche literacko to treściwe merytorycznie. Jedną z nich najbardziej drastyczną czytaliśmy wspólnie.
Dzień zaczął się niewinnie
Byłam z grupą w Alula, miejscu, które stało się dumą Arabii Saudyjskiej, wpisane na listę UNESCO ze swoimi zabytkami, wśród nich starym miastem Hegrą.
Porównywana do Petry w Jordanii przyciąga tutaj tłumy każdego dnia. Ukróciła się nam nasza wolność w zwiedzaniu. Pojawili się turyści, a zwiedzanie z indywidualnego zmieniło się na zbiorowe.
Przed południem zwiedzaliśmy mityczną krainę Dadan, towarzyszyła nam pani przewodnik, która bardzo zgrabnie radziła sobie z opowiadaniem i przerwami na tłumaczenie dla kilku grup językowych turystów, którzy byli w autobusie.
Popołudniem spodziewałam się podobnego scenariusza, tym bardziej że czekałam na to zwiedzanie z wielkimi nadziejami, bo to w końcu Hegra.
Wyproszona z autobusu
Stawiliśmy się o wyznaczonej porze w centrum informacji turystycznej. Tu sprawdzono nasze bilety. Po porannym wyproszeniu mnie z autobusu nie ryzykowaliśmy już dojazdu do centrum autobusem firmowym, obstawiliśmy dojazd na miejsce naszym autobusem.
Jeden z kodów kreskowych nie został sczytany przez czytnik pani kontrolerki, i na nic tłumaczenia, że dla 13 osób mamy 13 biletów, a te są zintegrowane i zawierają transport. Pozwolono mi tylko wejść do autobusu, by poinformować grupę, że dojadę innym autobusem (patrz własnym) w to samo miejsce. Panie kontrolerki były nieugięte, choć widziały bilet i kod kreskowy, a w autobusie było sporo wolnych miejsc. To był dopiero wstęp do wyzwolonego świata kobiet w Arabii.



Zwiedzanie Hegry
Wracamy do Hegry. Autobus, wioząc nas do pierwszego punktu zwiedzania, przemierza trasę kilku kilometrów. W trakcie jazdy w autobusie odsłuchać można nagrania o Hegrze po arabsku i po angielsku. Nie ma z nami na pokładzie przewodnika lokalnego. Po wyjściu z autobusu widzimy panią, która szybkim krokiem idzie w stronę ruin, machając na cały autobus ludzi ręką. Domyślamy się, że to nasza przewodniczka. Dziewczyna, młoda, wysoka, nosi czarną abaję, ma odsłoniętą twarz i przykryte włosy.
Zaczyna opowiadać całkiem dobrym angielskim historię Hegry, poprzedzając ją przedstawieniem siebie i dwóch strażników. Opowieść trwa i trwa, kilka grup zgromadzonych wokół swoich pilotów czeka na przerwę, by zrozumieć, o czym pani opowiada. Niestety nadaremnie. Pani opowiada dalej, zadaje pytania po angielsku i mimo wątłej reakcji nadal ciągnie swoją opowieść. Treści nie do przetłumaczenia, jedynie do podsumowania pod warunkiem, że każdy z nas tłumaczy ma własną wiedzę na ten temat.
Pani, uznawszy, że skończyła opowieść o sali recepcji, zabiera się i kontynuuje opowieść.
Postanawiam zadziałać, i proszę ją o przerwy na tłumaczenie. Słyszą to wszyscy zgromadzeni turyści. Zupełnie niespodziewanie pani przed wszystkimi parska tylko i odpowiada:
– Nikt nie będzie stał i czekał, aż przetłumaczysz opowieść.
I pani rusza dalej. Pozwalam jej opowiedzieć o kolejnych bóstwach i niszach i w czasie, który dostaliśmy na zdjęcia, podchodzę do niej na osobności i nawiązuję do mojej prośby i jej odpowiedzi.
Rozmowa nie jest miła
Dziewczyna unosi głos i nie zmienia tonu do końca naszej rozmowy. Stoimy w cieniu pod ścianą skały i rozmawiamy. Naszą rozmowę obserwują wszystkie grupy, mój przewodnik i inni piloci grup. Nikt się nie miesza, większość nie słyszy, o czym rozmawiamy.
Ton jest bardzo poprawny, żadna z nas nie unosi się zbytnio, ja mam swoje stanowisko, pani swoje. Nie wydaje mi się, że znajdziemy punkt wspólny.
Przed nami kolejne trzy przystanki i sporo wiadomości. Nie wiem, na ile moja interwencja była skuteczna, ale pani, kończąc swoją opowieść w poszczególnych miejscach, daje nam czas na tłumaczenie, a nawet pyta nas, czy jesteśmy gotowi na dalszą opowieść. Z przerw na tłumaczenie korzystamy nie tylko my, ale towarzysząca nam od kilku dni na trasie grupa z Litwy, obok całkiem spora włoska, a i japońska korzysta z przerw.
Od razu jest lepiej, bo wiemy, co oglądamy. I tak zwiedzamy Hegrę do końca.



Po wyjściu do centrum turystycznego, niektórzy z nas idą na zakupy, inni na lody, nie spieszy się nam już zbytnio, bo program został wykonany.
Interwencja
Nagle podchodzi do mnie pan w białej koszuli i zaprasza na bok. Mówi słabo po angielsku, ale tłumaczy, że pani przewodniczka złożyła na mnie skargę, że została przeze mnie obrażona i on zaprasza mnie na bok, by złożyć oświadczenie. Kątem oka widzę, że dziewczyna stoi obok, ale nie zostaje zaproszona do rozmowy.
Mój przewodnik widząc, że coś się dzieje, podchodzi i po arabsku stara się dowiedzieć, o co chodzi. Powtarza dokładnie to samo, co powiedział manager stanowiska po angielsku przed chwilą.
Przesłuchanie
Wchodzę do pomieszczenia, w którym jest siedmiu mężczyzn i ja sama. Dwóch z nich uzbrojonych. Drzwi zostają zamknięte. Nie ma tu ze mną przewodnika ani dziewczyny. Manager wskazuje mi miejsce do siedzenia i szuka kartki oraz długopisu. Informuje mnie, że w wyniku otrzymania raportu, czy skargi musi prosić o oświadczenie z mojej strony.
Odpowiadam, że sprawa dotyczyła tylko mnie i pani przewodnik i nie widzę konieczności spisywania swoich wrażeń na papierze. Pan manager wymownie naciska na opis zdarzenia.
Zbieram myśli, czuję, że się denerwuję, atmosfera jest ciężka i bardzo nieprzyjemna.
Opisuję w kilku zdaniach zdarzenie, nie wchodzę w cytowanie naszej rozmowy. Podaję suche fakty i opisuję zachowanie pani, która stale mówiąc, wytykała mnie palcem i zwracała się do mnie per „My Dear”.
Czuję, że jest mi gorąco. Krąg mężczyzn wokół mnie się zacieśnia. Podpisuję dokument.
Pan manager prosi o paszport. Nie mam przy sobie. Pyta, czy nie mam zdjęcia dokumentu w telefonie, nie mam. Chce mój numer telefonu, nie zgadzam się go podać.
Pytam o zgodę na opuszczenie budynku. Czuję, że odprowadza mnie wzrok wszystkich mężczyzn, a za drzwiami także przewodniczki.
Teraz na spytki trafia mój przewodnik, który ma podać nazwę biura oraz moje dane. I on odmawia w pokrętny sposób spisania moich danych paszportowych.
Gdybym była mężczyzną
Minęły dwa dni – wracam do tego wydarzenia. Jestem pewna, że gdybym była mężczyzną, dziewczyna nie złożyłaby na mnie raportu, albo nie zostałby on przyjęty. Mam pewność, że moja prośba była zasadna, skoro już w kolejnych punktach zwiedzania przewodniczka robiła przerwy potrzebne do tłumaczenia opowieści o zabytkach. Przypuszczam, że poza dobrym angielskim używanym przy opowieści o Hegrze przewodniczka znała go na tyle, że nie ma mowy o niedopowiedzeniach czy niezrozumieniu treści naszej rozmowy.
Na pewno nie padły żadne obraźliwe słowa, żadna z nas nie zapędziła się w rozmowie zbytnio, na pewno nie było w trakcie wymiany zdań i opinii żadnych negatywnych wyrażeń.
A jednak ubodła Ją zgłoszona przeze mnie prośba o przerwy. To prawda, że podkreśliłam w rozmowie, że może być przewodnikiem tylko dzięki turystom i należy zadbać o nich lepiej.
Porównałam trasę przedpołudniową i popołudniową, wyrażając rozczarowanie wielkością grupy oraz jakością oprowadzania.
Wreszcie podsumowując, wypowiedziałam swoją opinię, że takim zachowaniem i sztorcowaniem mnie przed całą wielką grupą zaprzecza profesjonalizmowi pracy dobrego przewodnika i nie promuje Arabii Saudyjskiej.
Nie wiem, która z moich uwag zabolała ją najbardziej, a która obraziła.
Potrafię walczyć o swoją grupę i nie dam sobie powiedzieć, że gonitwa za przewodnikiem po najważniejszym zabytku w kraju to standard, który mi odpowiada i który chcę powielać.



Wolność kocham i rozumiem
Mam mieszane uczucia co do postawy tej dziewczyny. Fajnie, że w świecie mężczyzn ma pracę i swoją wolność, fajnie, że wsiadała do samochodu i prowadziła wielkie auto po zakończonej pracy z nami. Ale bycie dobrym przewodnikiem zobowiązuje do przestrzegania reguł oraz zasad. Nie zapytała grupy, czy wszyscy mówią po angielsku, nie zapytała nas, skąd jesteśmy, podjęła się oprowadzania wielkiej grupy zupełnie przypadkowych osób. Z pewnością są lepsze sposoby na rozwiązywanie takich sytuacji niż donos na policję.
Jeśli miała satysfakcję z mojego zatrzymania i być może innych konsekwencji, które na mnie czekają przy wyjeździe z kraju, to z pewnością skupiła się tylko na osobistej urazie.
Jeśli takie są standardy w Arabii, to odbiegają one od norm światowych.
Przed przyjazdem do Arabii byłabym pierwszą, która opowiadała się za wolnością dla dziewczyn. Teraz wiem, że nie wystarczy być wolną, mieć pracę i być wśród ludzi. Nie da się zastąpić ogłady i doświadczenia pozą. Wolność to także dialog, kompromis. Próba zastraszenia, czy stresującego przesłuchania, to mizerne rozwiązanie u progu otwarcia się na wielką turystykę.
Na szczęście to pojedynczy przypadek podczas dwutygodniowego pobytu w Arabii. Tych miłych momentów było dużo więcej.
*Maciej to mój Mąż
Zobacz moją relację z Arabii dzień po dniu! ZOBACZ!
Zapraszam na wspólną podróż do Arabii Saudyjskiej z ESTA Travel! ZOBACZ!