Goście w pokojach
Zgodnie z zapowiedzią kontynuuję opowieść o zaskakujących gościach w pokojach na trasach. Małe już były, zdziwicie się, jakie jeszcze zwierzaki gościły w moich pokojach przede mną lub czasem razem ze mną.
Muszę zacząć od największej niespodzianki, która niejedną osobę kosztować by mogła kawał zdrowia, a nawet życie. Niestety (albo i stety) to nie do mojego łóżka wgramolił się… gepard. Wiem, że kiwacie teraz z politowaniem nade mną głową, zakładając, że takie rzeczy nie są możliwe. A jednak!
Kotek XXL
Byliśmy w RPA, lata temu, choć miejsce, o którym chcę Wam opowiedzieć, dobrze się ma do dzisiaj. Prywatny rezerwat przyrody, gospodynią jest Pani Alicja, Polka, której losy mogłyby być scenariuszem na kilkuodcinkowy serial. Bardzo elegancka pani, zawsze bardzo wzruszona, kiedy przyjmowała grupy z Polski.
Pierwsza noc po długiej drodze z Johannesburga. Wśród gości tata z nastoletnią córką (choć raczej młodszą niż starszą). Rozemocjonowani zeszli do bomy (restauracji lokalnej) na śniadanie kolejnego dnia po pierwszej nocy w ośrodku. Od razu było widać, że coś się wydarzyło.
Wypieki na twarzy, nieskładna opowieść, rwane zdania. Co się okazało, w małych domkach rozrzuconych po ośrodku nie było nawet kluczy, drzwi się zamykało ot tak po prostu. Tata i Córka niemal zeszli na zawał kiedy nagle w środku czarnej afrykańskiej nocy COŚ całkiem sporego i kudłatego wpakowało się im… do łóżka.
Sawanna w sypialni
Można mieć w łóżku kota, można mieć psa, ale wyobraźcie sobie ich przerażenie kiedy w mdłym świetle nocy rozpoznali zarys głowy kota afrykańskiego! Serce im biło jak oszalałe, oddech był płytki. A kot położył się im w nogach i mrucząc, zasnął. Spali nieruchomo we trójkę do rana. Choć najbardziej wyspany z nich był kot. Jak się okazało Sawanna, bo tak miała na imię gepardzica, uwielbia spać w łóżku w domku numer 4 (do dzisiaj pamiętam). Nikt z obsługi przy rozdawaniu domków nie uprzedził nas, że to jej domek. Podobno takie numery są na porządku dziennym i na nikim z obsługi nie robią wrażenia. Sawanna szybko stała się naszą ulubienicą, a nasi koledzy z grupy mieli pielgrzymki do swojego domku, by uwiecznić spotkanie gepardzicy w ich łóżku. Kolejnej nocy kocica powtórzyła oczywiście swój numer. Tym razem ku uciesze gości.


Gorzej było z małpami
Te spotkałam w trasie objazdowej po Indiach Południowych. Pojawiły się nie wiadomo skąd. Wpadły do naszego pokoju przez uchylone niewinnie okno. Pamiętam cudne miejsce, okna wychodzące na wodospad, niesamowity szum wody spadającej ze skał. Wystarczyło, że wyszliśmy poza pokój, by zrobić zdjęcia, a już mieliśmy nieproszonych gości w pokoju. Szukały jedzenia, zainteresowane naszymi torbami i plecakami zaczynały robić niezły kipisz. Zaskoczone naszym szybkim powrotem nie wiedziały, co mają zrobić. Szczelina w oknie była teraz bardzo wąska. Udało się nam je wyprosić z niemałym strachem, bo niezadowolone cały czas szczerzyły zęby.


Koza w pokoju?
Może nie całkiem, ale koza w namiocie to już tak. Sokotra to miejsce niezwykłe i magiczne, tym bardziej że śpimy tam tylko w namiotach. Zwierząt jest tam jak na lekarstwo, ale kóz i sępów aż nadto. Spałam na pięknej plaży Arher. Niebo było tak rozgwieżdżone, a noc spokojna, że wyległam na zewnątrz. Wyciągnęłam sobie materac i ułożyłam się na plecach, by mieć nad sobą niebo na wyciągnięcie ręki. Cóż to był za widok. Jednak moja radość trwała krótko, bo okazało się, że gdy my śpimy, to w obozowisku kwitnie życie nocne.
Kozy małe, duże, czarne, białe, kolorowe przemykały pomiędzy namiotami, czając się na resztki po naszych posiłkach. Koza wiadomo je wszystko, nawet chusteczki, czy resztki po rybach. Jedna taka poskubała mnie za ucho. Byłam w półśnie, najadłam się tylko trochę strachu, druga koza była ciut bardziej odważna i rozgościła się obok mnie na materacu. Miałam piecyk w pakiecie.



Pieskie noce na Kubie
Czasem przyjdzie mieszkać razem z psami. Tak było na Kubie.
Zamieszkaliśmy w pięknym małym domku, prywatnej posesji artysty malarza. On sam był największą ozdobą tego miejsca. Miał cały zwierzyniec. Już w bramie powitały nas szczeniaczki, a spod fotela wyszła ich mama. Fajnie było bawić się z nimi w przestrzeni wspólnej, dzieciaki szalały, biegając za pieskami. Jednak one nie były gotowe opuścić nas ani na chwilę. Pokój z drzwiami na przestrzał był ich domem i tak mieliśmy psy pod łóżkiem, w łóżku, przy stole.
Gdyby tylko spały, ale one całą noc prowadziły pieskie życie, mruczały, podgryzały się, startowały jak rakiety spod naszych łóżek, kiedy ktoś przechodził za płotem albo słyszały niepokojące dźwięki. Cóż, nie była to bardzo spokojna noc.


Zwierzęcy remix
Jak czytacie podróżowanie to przygody nawet w pokoju hotelowym. Tych historii jest na pewno jeszcze więcej, wracają przy okazji kolejnych opowieści. Watek pozostawiam otwarty.
Ciąg dalszy nastąpi…