[su_carousel source=”media: 184,190,192,193,194,195,196″ link=”lightbox” title=”no”]
Od rana biegam i zbieram podpisy w książce dla Gosi. Okrągłe urodziny w Maroko to coś. Wszyscy cieszą się, że zapowiada się miły wieczór. Najpierw jednak musimy przejechać kawałek drogi. Ruszamy punktualnie i co kilkadziesiąt kilometrów fundujemy sobie postoje. Tym bardziej, że droga dzisiaj obfituje w mnóstwo pięknych miejsc. Najpierw Dolina Dades, tu postoje raz po raz. Kawa spontanicznie w lokalu gdzie pachnie różami bo zbliżamy się do Doliny Róż. I rzeczywiście od wejścia przez taras po toaletę wszystko spowija zapach różany.
Kawa średnia, ale przerwa była nam potrzebna. Mamy zaprzyjaźnione dzieciaki, które dostały od Mili słodycze i długopisy, ciągnie się za nami także horda psów, te dostają kabanosy.
Dłuższa przerwa na lunch w Ourzazate. Miejscowość słynna z produkcji filmowych, my poza zdjęciami korzystamy także z dogodnej pory by zjeść tu lunch. Miejsce turystyczne to widać, przed nami jadło tu sporo grup, chyba tak wielu turystów to jeszcze na trasie nie widzieliśmy. Teraz nasza kolej, pan kelner biega jak poparzony tylko nic z tego nie wynika. Pokręcił zamówienia, nie doniósł tego co obiecał, po sól poszedł i zginął. Ale nic już nas nie złości, przywykliśmy do tych samych potraw i do różnych śmiesznych sytuacji, z takim nastawieniem łatwiej nam to zaakceptować.
Po posiłku chwila na zdjęcia, przy naszym busie ni stąd ni zowąd pojawia się pan z gitarką i nuci bardzo melodyjną piosenkę, ku naszemu zaskoczeniu nasz przewodnik zmienia grajka i umiejętnie kontynuuje melodię. Za chwilę nucimy i my klaszcząc i potupując rytmicznie.
Póki jesteśmy w mieście szukamy miejsca na wymianę pieniędzy i sklepu z zapasami na wieczór. Nocleg niedaleko w kazbie Ait Ben Haddou. Już z daleka widać wspaniałą piaskową budowlę na wzgórzu, która dominuje dumnie nad całą okolicą. Po przystanku na zdjęcie z daleka przyszedł czas na spacer po całej kazbie. Drogi pomylić nie sposób bo wytycza ją ciąg sklepików oferujących przeróżne dobra.
A zapomniałbym o wizycie w sklepie ze srebrami, który okazał się być jamą większej liczby pokus. Nawet wybrałyśmy kilka sreberek a to do ucha a to na rękę, może dlatego mniej kuszą nas oblepione biżuterią witryny sklepowe.
Za to wschód słońca zapowiada się niesamowicie. Widok na kazbę coraz lepszy, tonie w miękkim i ciepłym słońcu. Robimy zdjęcia za każdym zakrętem wygląda to zupełnie inaczej. Czekamy na zachód słońca i schodzimy do wioski. Mieszkamy w kazbie po drugiej stronie rzeki, tam gdzie teraz przeniosło się więcej współczesnego życia.
Pokoje przytulne, na ścianach widoczny bardzo wyraźnie najbardziej popularny tutejszy budulec czyli pise. Ciepło i przyjemnie, nawet basen na miejscu. My jednak wiedząc, że przed nami urodziny zajadamy najpierw kolację a potem nagle gaśnie światło i jest tort, huczne sto lat, prezenty i naprawdę radość Jubilatki. Uwielbiam świętować urodziny i własne i czyjeś, i cieszę się, jeśli takowe trafiają się na wyjazdach. Małgosiu Sto lat!!!
Kończymy świętowanie na trasie u Gospodarzy wieczoru.