To jedne z tych ciastek, których wielu z nas wcale nie kojarzy z pichceniem domowym, raczej oddajemy prym cukierniom. Udowadniam, że wcale niesłusznie. Może te w cukierniach są równiutkie i z pięknie wytłoczonymi żłobieniami w kremie, ale smak domowych bije je na głowę.
A teraz kiedy mamy karnawał i weekend i dzieci do pomocy – to trio idealne.
Oto przepis na ciasto parzone:
- 1 szklanka wody
- 80 dkg masła
- 1 szklanka mąki
- 4 jaja
- ciut soli
W garnku zagotować wodę i rozpuścić w niej masło, dodać sól. Wsypać mąkę i uważnie mieszać, bo wtedy ciasto najłatwiej przypalić. Musi nabrać ciągnącej się konsystencji, scalić w jedną masę i stać się bardziej kryształowe aniżeli białe. To zajmie około 3 minut. Ponieważ za oknem chłodno, wystawiam garnek do studzenia na zewnątrz. Kiedy masa jest chłodna należy wmiksować do niej jajka. Nie pozwólcie masie przymarznąć. Nie rozbijecie wtedy grudek. Uwaga na jaja, dodajemy je pojedynczo.
Cukiernik w tym miejscu nadziewa ciastem specjalny rękaw i wyciska równe miarki na blasze. Ja biorę duża łyżkę i na blachę wyłożoną papierem układam kopczyki ciasta. Ponieważ wolimy ptysie duże to z całej porcji powinno ich wyjść ok. 16-20.
Piekę w nagrzanym do 200 stopni piekarniku przez 30 minut. Muszą być suche w środku. Pięknie rosną.
Studzę znowu za drzwiami. Przekrawam delikatnie na pół i nadziewam.
A do środka
500 ml śmietanki 30%
serek mascarpone ok. 125 g
cukier waniliowy
Ubijam śmietanę z odrobiną soli, dodam mascarpone uważając by nie przebić masy, na koniec cukier waniliowy. Można też dodać łyżkę cukru pudru.
Nadziewamy ptysie i voila szaleństwo gotowe.
Cukier puder na wierzch.